Reklama

Dramat rodziny Uzarewiczów

19/03/2019 07:53

Dwa i pół roku temu życie Mirosława i Grażyny Uzarewiczów wywróciło się do góry nogami. Wszystko przez wypadek przy pracy...

Pan Mirosław pomagając znajomemu tynkować dom, spadł z rusztowania z wysokości 8 metrów. Znalazł się w szpitalu, z którego nie wyszedł o własnych siłach. Miał m. in.  połamane żebra, pękniętą czaszkę, a co najgorsze przerwany rdzeń kręgowy. Został sparaliżowany od pasa w dół. Wcześniej została mu zabrana renta z ZUS-u, bo nie zgodził się na operację dyskopatii. Dowiedział się od lekarza neurologa, że jest to ryzykowny zabieg i obawiał się pogorszenia stanu zdrowia.
Rodzina musiała zorganizować sobie życie na nowo. Zajmowane mieszkanie komunalne w bloku na II piętrze stało się więzieniem dla pana Mirosława. 

Wystąpili o jego zamianę na lokal na parterze. Zaoferowane im dwupokojowe lokum było w tragicznym stanie.
– Zastaliśmy ruinę, całkowicie zdewastowane pomieszczenia i wszechogarniający smród. Mimo przeprowadzonej przez sanepid dezynsekcji zewsząd wyłaziło robactwo. Wraz z synem i synową skuwaliśmy podłogi, zdejmowaliśmy nienadający się do cyklinowania parkiet. Drzwi i pozostałości wyposażenia łazienki były do wyrzucenia. W  remoncie pomagała rodzina, ale materiały trzeba było kupić. Spowodowało to zadłużenie, z którym nie możemy sobie poradzić. Z otrzymywanych świadczeń z trudem byśmy się utrzymali, jeśli nie trafią się nieprzewidziane wydatki. Dług spędza nam sen z powiek, nie wiemy co czeka nas jutro. Dostaliśmy wypowiedzenie najmu mieszkania, w które tyle zainwestowaliśmy. Zaproponowano nam 20-metrowy lokal, nie wiemy nawet w jakim stanie. Mielibyśmy się tam pomieścić w czwórkę, chory mąż, ja i dwóch synów – przedstawiła sytuację swojej rodziny pani Grażyna.

Państwo Uzarewiczowie mają piątkę dzieci. Trójka posiada swoje rodziny, w każdej z nich pracuje tylko jeden z jej członków. Nie są w stanie pomóc rodzicom, nie licząc drobnych zakupów. Jeden z synów, 22-latek rozpoczął w tym miesiącu staż, na który został skierowany z urzędu pracy. Drugi ma 15 lat i uczy się.

O wsparcie zwracali się gdzie tylko mogli. Udało się uzbierać około 3 tys. zł na jednej z pomocowych platform internetowych i te pieniądze poszły na spłatę części zadłużenia za mieszkanie. Obecnie ich dochody wynoszą niecałe 2 tys. zł (zasiłek opiekuńczy, rodzinny, 500+ na syna i stałe zapomogi z opieki społecznej). Jest to kwota poniżej minimum socjalnego, a przy niepełnosprawnej osobie wydatki rosną. Koszty leków wynoszą 200-300 zł miesięcznie. Kilka dni temu przyznano im dodatek mieszkaniowy na pół roku, pod warunkiem spłaty zaległości czynszowej wynoszącej ponad 8 tys. zł.

Zwróciliśmy się do urzędu miasta z prośbą o interwencję. Wiceburmistrz Golubia-Dobrzynia Róża Kopaczewska obiecała pochylić się nad sprawą i zorganizować spotkanie m. in. z przedstawicielem MOPS-u, aby wspólnie zastanowić się nad wsparciem dla państwa Uzarewiczów. Do dzisiaj nie otrzymaliśmy informacji, czy cokolwiek udało się w tej sprawie zrobić.

Zadłużenie wynosi obecnie około 20 tysięcy zł, w tym wspomniany czynsz. Pozostała kwota, to pożyczki z parabanków i od znajomych. Jeśli ktoś w odruchu serca chciałby wspomóc tę będącą w potrzebie rodzinę, może skontaktować się z nimi pod nr telefonu – 782 259 488.

Tekst i fot. (jd)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Golub-cgd.pl




Reklama
Wróć do