
W niedzielnym referendum wzięło udział tylko 6,02 procent mieszkańców powiatu golubsko-dobrzyńskiego. W całym kraju frekwencja wyniosła 7,8 proc., a w województwie kujawsko-pomorskim nieco ponad 7 procent. To najgorszy wynik w historii
W niedzielnym referendum należało odpowiedzieć na trzy pytania. Pierwsze dotyczyło wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Drugie decydowało o finansowaniu partii z budżetu państwa. W trzecim pytano o rozstrzyganie niejasności podatkowych na korzyść obywateli. Aby referendum było wiążące, w skali kraju powinno zagłosować ponad 50 proc. uprawnionych.
Do urn poszło jednak zaledwie 7,8 procent osób uprawnionych do głosowania. W wielu przypadkach w kraju komisje referendalne przez cały dzień czekały na głosujących, którzy w ogóle się nie pojawili. W województwie kujawsko-pomorskim frekwencja wyniosła nieco ponad 7 procent. Jeszcze gorzej było w powiecie golubsko-dobrzyńskim. Tu głos oddało tylko 6,02 procent osób uprawnionych.
Najwięcej osób w naszym powiecie wzięło udział w referendum w Golubiu-Dobrzyniu (7,61 proc.) oraz gminie Kowalewo Pomorskie (6,6 proc.). Najmniej głosów oddano w gminach Zbójno (3,69 proc.) oraz Ciechocin (3,87 proc.). W gminach Radomin oraz Golub-Dobrzyń frekwencja także nie była wysoka. Głos oddało odpowiednio 5,67 i 5,31 proc. uprawnionych.
W sąsiednich powiatach frekwencja była jeszcze niższa. W powiecie wąbrzeskim wyniosła 5,9 proc., rypińskim – 5,11, lipnowskim – 5,05, toruńskim – 5,96. W Brodnicy głos oddało zaś 7,14 proc. osób.
Łącznie w powiecie za jednomandatowymi okręgami wyborczymi opowiedziało się 81,61 proc. osób, które zagłosowały. Za dotychczasowym finansowaniem partii z budżetu państwa było tylko 14,44 procent osób. Na trzecie pytanie, dotyczące interpretacji przepisów podatkowych na korzyść podatnika, pozytywnie odpowiedziało 91,7 proc. głosujących.
Analitycy dopatrują się różnych przyczyn niskiej frekwencji w niedzielnym referendum. Wskazują np. że pytania były źle sformułowane, że termin nieodpowiedni, że pogoda nie zachęcała do wyjścia z domu, że obywatele uznali referendum za niepotrzebne. Znaczące jest to, że przed 6 września nie mówiono publicznie tak chętnie na temat referendum, jak czyni się to teraz. Kampania informacyjna była prawie niezauważalna. Właściwie więc nikogo nie powinno dziwić, że wymagany prawem próg pięćdziesięcioprocentowej frekwencji nie został osiągnięty.
– Debaty politycznej w okresie poprzedzającym głosowanie prawie nie było, media nie żyły tym tematem. Nie dyskutowano o problemach, których referendum dotyczyło. To wszystko przełożyło się na niską frekwencję – ocenia poseł Tomasz Lenz, parlamentarzysta okręgu toruńskiego. – Poza tym generalnie w wyborach przeprowadzanych w Polsce frekwencja rzadko przekracza 50 proc. Przypomnę, że jedynym referendum ogólnokrajowym, które zakończyło się sukcesem, było referendum akcesyjne dotyczące wejścia Polski do Unii Europejskiej. Ale trwało ono przez dwa dni, poprzedzone było wielką kampanią informacyjną, zaangażowaniem wielu środowisk – dodaje poseł Lenz.
Czy można uzyskać siłę sprawczą ogólnokrajowego referendum? Może potrzebne są zmiany ustawowe, obniżające minimalny udział obywateli w głosowaniu? – Zapewne próg niższy niż 50 proc. byłby łatwiejszy do osiągnięcia, lecz nie może być tak, że zdecydowana mniejszość decydowałaby o losach większości. Uważam, że są tematy, które w przyszłości będą w stanie zainteresować i pobudzić do aktywności więcej niż 50 proc. uprawnionych do głosowania obywateli – zaznacza poseł Lenz.
Już niedługo czekają nas wybory parlamentarne. W ich przypadku nie musimy obawiać się małej aktywności polityków wszystkich opcji. Będą zabiegać o nasz udział w głosowaniu. Przecież zależy im na opinii społeczeństwa. Przynajmniej raz na cztery lata.
(Szyw, kz)
Fot. (Szyw)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie