Członkowie Stowarzyszenia Historyczno-Eksploracyjnego „Przedmoście” z Golubia-Dobrzynia, wraz z ekipą telewizją programu „Poszukiwacze historii”, miejscowymi pasjonatami oraz specjalistami poszukiwali w dawnym jeziorze czołgu z okresu II wojny światowej.
W środowisku Kowalewa czy też Golubia przez lata egzystowała plotka o zatopionym w byłym jeziorze zamkowym w Kowalewie czołgu z czasów II wojny światowej. Generalnie wiele osób o tym wspominało, ale brak było jakichkolwiek szczegółów opisujących w jakich to okolicznościach pojazd miałby się tam znaleźć. Przebieg działań wojennych po pomorskiej stronie Drwęcy wcale nie wskazywał na zaistnienie takiej możliwości, wszak nacierający Rosjanie czy ustępujący Niemcy na tym terenie nie prowadzili walk pancernych, a już na pewno nie w rejonie Kowalewa. Stąd też przez długie lata temat ten nie znajdował się w centrum zainteresowania Stowarzyszenia Historyczno-Eksploracyjnego „Przedmoście” z Golubia-Dobrzynia. Dopiero odnalezienie przez członka stowarzyszenia zapisów opisujących potyczkę pancerną w rejonie miejscowości Góra, a sporządzoną przez radiotelegrafistę niemieckiego czołgu pozwalało na bliższe przyjrzenie się sprawie.
– Na podstawie źródeł, do których udało mi się dotrzeć, legendarna historia czołgu w jeziorze w Kowalewie zaczęła nabierać prawdziwych danych – mówi Piotr Orfin, mieszkaniec Kowalewa Pomorskiego, pochodzący z Golubia-Dobrzynia, członek Stowarzyszenia Historyczno-Eksploracyjnego „Przedmoście”. – Okazało się, że do Kowalewa trafił 22 stycznia niemiecki czołg, który został uszkodzony w bitwie aż pod Drobinem. Trafił do Kowalewa, ponieważ tu znajdowały się warsztaty remontowe niemieckiej 7. Dywizji Pancernej.
Tak opisano w niemieckich źródła przejazd tego pojazdu: „Znowu huk. Nie oddaliśmy jeszcze nawet strzału. Drugi pocisk trafił w cylinder osłony działa. To musiał być twardy rdzeniowy pocisk ppanc. W tej chwili przez otwór widziałem światło dzienne. Ogromna siła tego pocisku wyrwała nawet naszą wieżę z łożyska obrotowego. W międzyczasie nasz kierowca wyruszył z czołgiem do tyłu i wieża obróciła się sama w inna stronę. Wróciliśmy do dywizji z naszym uszkodzonym czołgiem 276, którego podwozie i silnik wciąż były sprawne. Musieliśmy przedostać się przez Sierpc, Rypin, Golub i to zajęło nam około 3 dni, aby w końcu dotrzeć do kwatery głównej naszej kompanii, którą znaleźliśmy w RAD SCHÖNSEE GUT(Kowalewo) niedaleko KULMSEE (Chełmży), 40 km na południe od STRASBURGA (Brodnicy)”.
Powyższy zapis jednoznacznie określił marszrutę czołgu i jego miejsce docelowe, pozostawało pytanie, po co ten czołg jechał właśnie do Kowalewa.
– W tym miejscu należy uzupełnić informację, dodając, że wspomniany RAD SCHÖNSEE to kompania K3/22 (Reichsarbeitsdienst) czyli nazistowskiego junackiego obozu pracy, stacjonującego przy obecnej ulicy Odrodzenia i zajmującego się między innymi naprawami taboru kolejowego, wykorzystując do tego potencjał warsztatowy istniejącej tam wcześniej szkoły zawodowej – opowiada Piotr Orfin. – To nie jednak junacy RAD mieli dokonać tej naprawy, ale wyspecjalizowana wojskowa grupa warsztatowa, która już od września 1944 rozkazem dowództwa 2. Armii została ulokowana właśnie w Kowalewskim obozie i warsztatach szkoły. Grupa ta nazywała się AKP 561 i dowodził nią por. inż. Schilling. Nasuwa się pytanie czy rzeczywiście czołg musiał jechać aż 110km? Wiemy już z opisu jakie wóz miał uszkodzenia, a przytoczenie warunków katalogowania ich rozmiarów pomoże nam zrozumieć, dlaczego czołg musiał jechać aż do Kowalewa. Niemieckie regulaminy służb pomocniczych w części „Naprawa i ewakuacja sprzętu zmotoryzowanego” mówiły jednoznacznie, iż w przypadku broni pancernej, jeśli tylko można było zagwarantować pełną naprawę w przeciągu 12 h, to wóz naprawiano na miejscu siłami przynależnej dywizji kompani naprawczej. Jeśli nie było gwarancji na szybkie załatwienie sprawy, a pojazd mógłby być naprawiony w ciągu 3 dni, to należało go odesłać do kompani AKP, czyli takiego armijnego „Parku pojazdów Mechanicznych”. Wszystkie inne przypadki oznaczały konieczność odesłania koleją do producenta lub huty. Skoro pojazd nie został załadowany na stacjach kolejowych, gdzie były ku temu pierwszorzędne okazje, tj. Sierpc, Rypin, Golub. To oznacza, iż pojazd nadawał się do naprawy poniżej 30-godzinnej. Ostatnim problem jaki musieliśmy sobie wyjaśnić, była kwestia zakresu prac oferowanego przez AKP 561 w Kowalewie, jako że nie wszystkie ośrodki dokonywały napraw czołgów. Dogłębna kwerenda rozkazów 2. Armii pozwoliła nam jednoznacznie stwierdzić, iż w zestawieniu opisującym aktywności tegoż parku mamy takie pojazdy jak: czołgi typów pzkpfw. I-IV; działa, szturmowe; wozy ewakuacyjne; broń przeciwpancerną. Mając już te wszystkie informacje, czyli numer boczny czołgu 276 i jego typ, gdzie 2 w numerze oznacza drugi batalion złożony z Pzkpfw IV, dzień wyjazdu, trasę przejazdu, cel i zakres prac, bardzo łatwo można wyliczyć, iż pojazd dotarł do Kowalewa 22 stycznia wieczorem. Fatalne tempo przemieszczania się czołgu to przede wszystkim jego przekręcona na bok lufa, drzewa przy drogach, zablokowane ulice, wejście w życie planu „Eva”, czyli ewakuacji Niemców, wąskie uliczki miasteczek po drodze. Wszystko to miało kolosalne znaczenie dla rozpoczęcia prac remontowych – wymiany łożyska wieży. Najważniejsze teraz, to uświadomienie sobie, iż Rosjanie zdobyli Golub 23 stycznia około godziny 16:00, a Kowalewo około 23:00. Zastanówmy się nad tymi 24 godzinami, jakie miał do dyspozycji AKP 561 po przybyciu czołgu 276. Czy to mogło wystarczyć na jego naprawę? Odpowiedź jest prosta, na pewno nie, gdyż z punktu widzenia spawalnictwa stale pancerne nawet o znikomej grubości jak 20 mm lub 30 mm posiadają ograniczenia czasowe w procesie spawania, w zakresie między innymi maksymalnej ilości i koncentracji dostarczonej przy spawaniu energii. Krótko mówiąc, stal podgrzewa się do spawania, spawa odcinek, a następnie pozwala się stali schłodzić w sposób naturalny, jest to długofalowy proces. W związku z tym i z faktem, że załodze za porzucenie czołgu groziły konsekwencje, nie wyłączając sądu wojennego. Czy aby nie należy zastanowić się, jakie opcje w takiej sytuacji pozostały Niemcom? Ucieczka czołgiem nie wchodziła w rachubę, czołg z taką wieżą poruszał się 2 razy wolniej niż rosyjska piechota, maszerując zimą. 100 m obok znajdowało się byłe zamkowe jezioro, skute całkowicie lodem, a więc umożliwiające wyprowadzenie wozu na jego najgłębszą część i utopienie go, poprzez skruszenie lodu drobną eksplozją? Czy tak się stało, postanowiliśmy sprawdzić. Dla pełnej informacji dodam, iż czołg o numerze bocznym 276 nie pojawił się już więcej w zapisach bojowych i kronice 25. Pułku Pancernego i że Rosjanie w momencie zajęcia Kowalewa nie odnotowali sukcesu w postaci przejęcia czołgu. Czołg zniknął w Kowalewie, ale gdzie? Wnioski nasuwają się same.
W związku z powyższym już od kilku miesięcy członkowie Stowarzyszenia, za zgodą właściciela terenu – Adama Wiśniewskiego oraz po uzyskaniu stosownych pozwoleń od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Toruniu prowadzili wstępne badania terenu. Korzystali z pomocy między innymi: SPH Engineering i TPI oraz Koła Naukowego Geofizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Wszystkie badania magnetometrami potwierdziły, że w terenie podmokłym znajduje się anomalia, która może odpowiadać masie około 26 ton.
W minioną sobotą pasjonaci historii wraz z ekipą programu „Poszukiwacze Historii” przystąpili do poszukiwań. W miejscu, gdzie wystąpiła anomalia, przy końcu grobli zabezpieczającej stawy, wykonano głęboki wykop (około 5 metrów). Niestety nie udało się dotrzeć do pozostałości z czasów II wojny światowej. Wskaźniki magnetometrów oraz wykrywacze metalu wskazywały, że obiekt znajduje się jeszcze głębiej, już poza groblą. Ze względu na bezpieczeństwo oraz ryzyko uszkodzenia grobli badań dalej nie kontynuowano.
– Chciałbym bardzo wszystkim podziękować za udział w akcji, poszukiwaniach i zaangażowaniu – dziękuje Tomasz Stefański, prezes Stowarzyszenia Historyczno-Eksploracyjnego „Przedmoście” z Golubia-Dobrzynia. – Dziękuję Adamowi Wiśniewskiemu oraz Tomaszowi Curyło za pracę w czasie poszukiwań. Dziękuje SPH Engineering i TPI oraz studentom z Koła Naukowego Geofizyki Uniwersytetu Warszawskiego za przeprowadzenie badań specjalistycznym sprzętem. Do tematu na pewno jeszcze będziemy wracać.
Tekst i fot. Szymon Wiśniewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie