Z byłym ministrem Janem Krzysztofem Ardanowskim można się nie zgadzać. Ale jedno jest pewne, mówi w sposób przekonywujący, barwny i ma konkretne spojrzenie na polskie rolnictwo. Jakie?
W czwartek 26.08. w Osadzie Karbówko Agrolok zorganizował konferencję na temat „Komponentów paszowych dla bydła – możliwości obecnych czasów”. Jednym z prelegentów był Jan Krzysztof Ardanowski, minister rolnictwa w latach 2018-2020. – Dla Agroloku zrobiłem wyłam – zaczął wystąpienie Jan Krzysztof Ardanowski. – Zwykle nie przyjmuję zaproszeń na konferencje od prywatnych firm. Ale rodzinę Kaliskich znam i cenię. Do tego wizja rozwoju firmy, polskie komponenty białkowe to jest to, co popieram. Bo to jest dobry kierunek polskiego rolnictwa. Dlatego przyjąłem zaproszenie i jest to dla mnie zaszczyt.
Ardanowski podkreślił na wstępie, że polskie rolnictwo uzależniło się od białkowych komponentów pochodzących ze świata. – Czy wiecie, że jakieś 4 miliardy rocznie wydajemy dla rolników z Paragwaju? Tak, tyle płacimy za ich soję – mówił – a znaczna część tych pieniędzy mogłaby przecież zostać w Polsce.
W du... mam
Ardanowski wcale nie zamierzał głaskać po głowie licznie zgromadzonych na sali rolników.
– Jako gospodarze nie rozumiecie wzajemnych relacji – podkreślał były minister.
Opowiedział, jak to kiedyś usłyszał od właściciela największej w Polsce firmy drobiarskiej, że ten: „w du... ma co będą uprawiać polscy rolnicy, bo jemu jest potrzebna amerykańska soja i to teraz”.
– Ten potentat wyśmiał jakiekolwiek plany budowy polskiego białka – mówił minister. – Ja wiem, że plonowanie soi jest zawodne, ale niektóre odmiany jak najbardziej dają radę. Agrolok zresztą robi swoje badania w tym kierunku. Bo trzeba działać. Plan budowy polskiego białka to podstawa. Dlatego tu jestem. A z takim podejściem jak u tego właściciela drobiarskiego to nie ma przyszłości polskiego rolnictwa. Nie ma relacji między rolnikami, nie ma współpracy. A to system naczyń połączonych. Jeden musi wiedzieć co hoduje drugi i zapewnić mu paszę. Trzeba znać swoje potrzeby. I innej drogi nie ma.
Minister uważa, że jeżeli w Polsce nie postawi się na białko, rośliny bobowate, soję, to można zapomnieć o hodowli.
Unia zabrania
Ardanowski podał jeszcze jeden argument, dlaczego jego zdaniem tak ważny jest plan budowy polskiego białka. – Jak wiecie, Unia Europejska zasadniczo zmienia swoje podejście do rolnictwa – mówił minister. – Unia uważa, że należy znacząco ograniczyć hodowlę bydła. Argumenty, że jest nas coraz więcej i trzeba ludzi wyżywić oraz, że tylko część świata nadaje się pod rolnictwo, do Unii nie docierają.
Były minister przypomina, że tylko za to półrocze Polska eksportowała żywność na kwotę 17,5 mld. złotych. – Więc potrafimy wyżywić siebie ale i żywimy świat – mówił.
Sam niegdyś nawoływał rolników do wejścia do Unii Europejskiej, ale to co się teraz dzieje, mu się nie podoba. – Chcą radykalnie zmniejszyć nawożenie mineralne i odejść od ochrony roślin. Ja się zgadzam, że należy wycofywać środki których szkodliwość zostanie udowodniona. Ale bez przesady – mówił Ardanowski. – Pamiętam jak czytałem o badaniu ekologicznego chleba orkiszowego, który zawierał mnóstwo szkodliwych metatoksyn, bo ziarno było porażone grzybami, właśnie ze względu na brak zastosowania środków ochrony roślin.
Wszystkie te argument Ardanowskiego zmierzały do tego, że uprawa białka jest nie tylko sposobem na zatrzymanie wielu miliardów w Polsce, ale i rozwiązaniem na ekologiczne obostrzenia unijne.
– Odpowiednie zmianowanie, rośliny bobowate to sposób, aby zapewnić dobre plony w przypadku kiedy nie będzie można stosować nawożenia – wyjaśniał minister. – No i wiedza o glebie. Niestety, ale obserwuję, że w tej chwili wielu rolników o glebie nie wie nic. Mają znakomite umiejętności do obsługi maszyn. Ja wiem, że to wszystko idzie do przodu. Już nawet nie mechanizacja w rolnictwie, ale robotyzacja jest ważna. Tylko nie zapomnijmy o źródle – o ziemi.
Absurd goni absurd
Ardanowski nabrał wiatru w żagle, zderzając ekologów z rolnictwem. – Bardzo mnie boli, że rolników ma się za barbarzyńców. Okropni rolnicy. Jak oni mogą. Zabijają zwierzęta, by je zjeść – kpił. – Mamy coraz większą modę na weganizm. Ale ok. Każdy może jeść co chce. Albo mleko. Jak można produkować mleko? Kolejne barbarzyństwo. Cała hodowla bydła jest oparta na gwałceniu krów. I jeszcze nawet zabierają pszczołom miód. I to jest straszne, że młodym ludziom pokazuje się rolnictwo jako wynaturzenie.
Kolejnym przykładem ministra była hodowla klatkowa kur. Od 2027 r. ma nie być klatek. Obecnie w 80. procentach hoduje się w Polsce kury w klatkach. Zakaz przełoży się na cenę i dostępność jajek.
– Konsument klatek nie chce, ale płacić za jajko więcej też nie chce – zauważał słusznie były minister. – Kojce dla macior też mają zostać zlikwidowane. Teraz są po to, by matka nie podusiła młodych. Najgorsze jest to, że w Unii ci co na rolnictwie kompletnie się nie znają, o nim decydują – mówił. – Tak ciepło o zwierzętach mówią, tak o młode chcą dbać, jednocześnie będąc za aborcją u człowieka. A ostatnio jak zobaczyłem w sieci filmik jak pewna pani ślub z psem brała, to się zastanawiam czy ktoś zapytał psa o zgodę – zakpił na koniec minister.
Tekst i fot. Aneta Czyżewska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie