Jesień to dobra pora na biegi, więc amatorzy ruchu znajdują czas i w ich kalendarzach jest sporo imprez biegowych
– Był już Ultra Łoś teraz pora na Ultra Smoka. Będkowice to mała miejscowość koło Krakowa, a dokładniej w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Jest to kolejne miejsce tak samo dla mnie ważne jak Supraśl, do którego bardzo chętnie wracam, bo są tam niesamowite trasy do biegania. Tam właśnie odbywa się Ultra Smok na dystansie 50 km. Tu nie przyjeżdża się, aby bić rekordy i biec szybko, tu przyjeżdża się podziwiać piękną polską, złotą jesień – zaczyna swoją relację Piotr Piskorski z EnDo Golub-Dobrzyń.
Start o godzinie 7.00, a więc i lekki przymrozek. Dzień przed startem mocno padało, więc zapowiadało się trochę błota na trasie. Bieg rozpoczął się po niesamowitych wąwozach, po około pół godzinie słońce już wschodziło i można było podziwiać piękno tego widoku z Doliny Szklarki. W Smoczym Jarze znajdował się pierwszy punkt odżywczy, gdzie po uzupełnieniu płynów przez Las Żarski trasa prowadziła pięknymi ścieżkami, aż do kopalni dolomitu.
– Na 26. kilometrze do pokonania Grzybowa Góra, a potem już do schroniskach Brandysówka, aby uzupełnić kalorie, bo kolejny etap biegu to czysty hardcore. Wejście, a w sumie wdrapanie się na szczyt Sokolicy, po linach, to niesamowite emocje i uczucia, które tam towarzyszyły. Nagrodą oczywiście spektakularne widoki pięknej jesieni, gdzie kolory mieniły się w blasku słonecznych promieni. Ostatnie 21 km to piękna Dolina Kobylańska, Gaj Karniowski, Brama Bolechowicka, Wielka Turnia, Zaklęty Bastion i potem przez potoki prosto do mety. Wrażenia z trasy cudne, widoki piękne, trasa bardzo trudna, bardzo dużo skalnych ekspozycji do pokonania i bez lin byłoby trudno wdrapywać się na skały. A i błota nie zabrakło, więc zabawa była przednia – dodaje Piskorski.
Wschód słońca, kopalnia dolomitu, mega wąwozy, skały, klimat i te jesienne kolory sprawiały, że biegł jak najwolniej, aby czerpać jak najwięcej. Ale wyczerpał się na maksa i tym samym większa była radość na mecie. I ten wyjątkowy imienny medal to nagroda za trud i wysiłek Smoka. Nie liczy się czas, nie liczy się miejsce, liczą się emocje i wspomnienia. Całość trasy Piotr Piskorski pokonał w 07:28:50 i był to ogromny wysiłek, ale wart każdego kilometra.
– W ultra nie szuka się zwycięstwa, szuka się ulgi, która czasem wyniszcza, sponiewiera, zmieli i wypluje, ale właśnie dlatego kocham to robić. Bo bieganie to nie tylko dystans, to rozmowa z samym sobą, w ciszy każdego dystansu ultra – kończy swoją relację biegacz z Golubia-Dobrzynia.
(ak), fot. nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie