
Wszyscy znają historię mordu w Katyniu, ukraińskiego głodu i wielkiej czystki w Armii Czerwonej w latach 1937-39. Mało kto wie jednak o tajemnicy wyspy Nazino.
Był luty 1933 roku, kiedy Giergij Jagoda, szef OGPU, czyli protoplastki NKWD i inny komunistyczny sadysta Matvei Berman – szef GUŁAGU zaproponowali Stalinowi niezwykły plan. Zakładał przesiedlenie na odległe tereny Syberii i Kazachstanu
2 milionów Rosjan – najczęściej podejrzanych politycznie. Przy okazji liczono się z tym, że wygnańcy zagospodarują milion hektarów leżącej odłogiem ziemi.
Ofiarami przesiedleń byli kułacy, czyli nieco zamożniejsi rolnicy, ale także podejrzani mieszkańcy miast, inteligencja oraz złodzieje i inni kryminaliści. Wszystkich wrzucano do pociągów i wysyłano na wschód. Końcowym przystankiem był Tomsk. Dalej do miejsc ostatecznej zsyłki można było dotrzeć tylko rzekami. Te nadawały się do spływu tylko od maja, kiedy tajał tęgi syberyjski lód. Wygnańcy mieli do dyspozycji dzienną rację żywnościową składająca się
z 300 g chleba. Przebywający wśród zesłanych kryminaliści szybko wyczuli koniunkturę. Rozpoczęły się rozboje i kradzieże.
W końcu 14 maja 1933 roku z Tomska wyruszyły cztery rzeczne barki, a na nich 5 tysięcy osób. Jedna trzecia pasażerów była kryminalistami. Stalin „zatroszczył” się o przetrwanie tej potężnej grupy na syberyjskiej głuszy. Na barki załadowano 20 ton mąki. Wychodziło po kilogramie na jednego skazanego. Towarzysze z Moskwy uznali, że ludzie poradzą sobie z brakiem narzędzi. W rzeczywistości był to wyrok śmierci.
18 maja 1933 roku barki dotarły do wyspy Nazino. Nie było to miejsce idealne do życia. Położona na środku rzeki wyspa miała 3 km długości i o,6 km szerokości. Jej teren był w większości bagnisty. Latem szalały tu chmary komarów, a zimą temperatury spadały do -50 stopni.
Z barek wygnano 322 kobiety i 4556 mężczyzn. Pod pokładem znaleziono 27 ciał. Prawie połowa zesłańców po zejściu z barek słaniała się na nogach. 27 maja na wyspę dowieziono kolejne 1200 osób.
Część nieszczęśników próbowała uciekać na skonstruowanych przez siebie tratwach. Wobec braku narzędzi i silnego nurtu rzeki Ob ucieczka kończyła się śmiercią.
Pierwszego dnia pochowano 295 osób. Odnotowano także pięć przypadków kanibalizmu. W trakcie następnego miesiąca za kanibalizm aresztowano już 50 osób. W ciągu roku zmarło lub zostało zabitych 4 tys osób. Nielicznym udało się uciec.
Dopiero w 1988 roku na skutek rządów Gorbaczowa pamięć o Nazino wróciła. Rok później zaczęły się pojawiać pierwsze relacja o uciekinierach z wyspy śmierci:
– Pytali się nas „Którędy do Moskwy?”, „jak trafić na linię kolejową” - opisuje zdarzenia jeden ze świadków. - Uciekinierzy opowiadali, że na wyspie dostali zaledwie garść mąki. Mieszali ją z wodą i pili. Błyskawicznie dostawali biegunki. Ludzie umierali wszędzie, zabijali siebie nawzajem...
Na wyspie był strażnik Kostia Wenikow. Chronił zesłaną na wyspę młodą dziewczynę. Pewnego dnia musiał na chwilę zejść z posterunku. Ludzie złapali dziewczynę, przywiązali ją do drzewa, obcięli piersi, wycięli mięśnie i wszystko inne, co tylko było do zjedzenia. Kiedy Kostija wrócił ona jeszcze żyła. Próbowano ją ocalić, ale straciła zbyt dużo krwi.
Po nieudanym eksperymencie na Nasino wygnańców przesiedlono na inne wysepki na rzece Ob. Tym razem zesłanym podarowano nieliczne narzędzia. Dzięki nim mogli ścinać drzewa i budować sobie prowizoryczne domki, a raczej ziemianki. Wciąż odnotowywano przypadki kanibalizmu. Przyczyna była prosta. Ludzki organizm potrzebował białka. Nieliczne dzikie zwierzęta wyłapano bardzo szybko i zjedzono.
Koszmar wyspy Nazino był tylko epizodem szerszej akcji przesiedleń. Do grudnia 1931 roku wygnano 1,8 mln ludzi uznanych za kułaków. Rok później było ich już tylko 1,3 mln. W 1933 roku śmiertelność wygnańców wzrosła po tym jak wybuchła wielka epidemia.
PW
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie