Ultramaraton "Bałtyk Bieszczady Tour” to najbardziej popularny tego typu wyścig w Polsce. Trasa łączy dwie najbardziej oddalone od siebie miejscowości - Świnoujście i Ustrzyki Górne. W jego tegorocznej odsłonie wzięło udział ponad 380 zawodników. Na starcie stanął także mieszkaniec naszego powiatu, reprezentant Golubsko-Dobrzyńskiego Towarzystwa Rowerowego Jarosław Borowski
To kolejny kolarski ultramaraton, w jakim wziął udział mieszkaniec naszego regionu. Tym razem podczas jazdy ciągłej miał do pokonania 1008 km. Wyruszył 21 sierpnia 2020 roku o godz 22:05 z rampy promu „Bielik” w Świnoujściu, by dotrzeć do niewielkiej miejscowości Ustrzyki Górne w Bieszczadach.
– Oczywiście każdy decyduje w jaki sposób odpoczywa na trasie czy odpoczywa w ogóle i jak długo. Czas jest liczony od startu. Najlepsi pokonują ten dystans nawet poniżej 35 godzin. Limit czasu dla najsłabszych to jest 70 godzin, ale to i tak jest wielki hardcore, bo trzeba cały czas jechać. 70 godzin to w praktyce trzy doby są bez spania, to trzeciego dnia się już mało kontaktuje – mówi Robert Janik, organizator Bałtyk-Bieszczady Tour.
W tegorocznej edycji ultramaratonu zawodnicy mogli startować w jednej z trzech kategorii: SOLO, OPEN, TEAM. Jarek wybrał kategorię SOLO, co oznaczało, że musi pokonać trasę samotnie, zachowując odstęp minimum 100 metrów od innych uczestników imprezy.
– Trasa prowadziła głównymi drogami. Był tam gładki asfalt i jechało się szybko, tylko niestety w dużym ruchu samochodów i tirów. Nie było to przyjemne, a przy kulturze jazdy polskich kierowców wręcz niebezpieczne. Na bocznych drogach nie było aut, ale nawierzchnia bywała tragiczna, przez co prędkość jazdy mocno spadała, szczególnie w nocy. Myślałem, że trasa będzie bardziej płaska, ale od początku do końca była mocno pofalowana – opowiada Jarosław Borowski.
Na trasie ulokowanych było 13 punktów kontrolnych PK, które każdy miał obowiązek obowiązek odwiedzić. Można było tam również odpocząć, zjeść ciepły posiłek, uzupełnić bidony czy zabrać prowiant na trasę. Można było tam również odebrać nadane przez siebie paczki, np. ze świeżym strojem.
– Jadąc, miałem przygotowana rozpiskę, na którym kilometrze znajduje się PK i jaka jest między nimi odległość. Taka trasę należy sobie podzielić na takie etapy, gdyż odległość do mety wydaje się czasem przytłaczająca. Jechałem więc od jednego do drugiego PK. Często już brakło sił na dojechanie do niego, ale po chwili odpoczynku i posileniu się siły wracały – wspomina nasz zawodnik.
– O zachodzie słońca 23 sierpnia widziałem już Bieszczady. Od tego momentu zaczęły się niekończące się podjazdy. Spodziewałem się wspinania pomiędzy Ustrzykami Dolnymi, a Górnymi jednak najtrudniejsze podjazdy były w okolicach Birczy (…) W Ustrzykach Górnych byłem o 4:31. Pokonanie całej trasy zajęło mi więc 54 h i 26 minut. To był mój pierwszy ultra na szosie, myślałem, że będzie łatwiejszy, asfalt, punkty kontrole z zaopatrzeniem, przepaki, to była dla mnie nowość. Nabrałem jednak szacunku do szosy i pewne ambitne plany na przyszły rok muszę zweryfikować – dodaje.
Czas w jakim golubski zawodnik pokonał trasę, dał mu 97. miejsce w klasyfikacji generalnej oraz 34. miejsce w kategorii SOLO. Ukończenie najważniejszego, najlepiej obsadzonego polskiego ultramaratonu i to jako debiutant w połowie stawki to wielkie osiągnięcie. Gratulujemy.
(GM), fot. nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie