Reklama

Pojechał wzdłuż Wisły

19/07/2020 12:36

W sobotę 4 lipca 2020 roku wystartowała III edycja Rowerowego Ultramaratonu wzdłuż Wisły. Od samego źródła, Czarnej Wisełki na zboczach Baraniej Góry aż do ujścia w Gdańsku. To 1200 km niesamowitej trasy wytyczonej po nadwiślańskich drogach, szutrach, ścieżkach, skarpach i wałach.

Jazda po ruchliwych drogach wojewódzkich i krajowych ograniczona jest do absolutnego minimum, tak aby zapewnić bezpieczeństwo i komfort obcowania z przyrodą i historią, których próżno szukać gdzie indziej w Europie. Rowerowy Maraton WISŁA 1200 to impreza, która wymaga od uczestników solidnego przygotowania fizycznego i logistycznego. Dużym wyzwaniem jest też regulaminowy zakaz korzystania z jakiegokolwiek wsparcia zaaranżowanego przed rozpoczęciem wyścigu i jakiegokolwiek wsparcia osób trzecich w trakcie wyścigu. Uczestnicy na przejechanie trasy mieli 200 godzin.

– Największą przeszkodą jest silna wola. Nie słabość mięśni. Takie długie dystanse pokonuje się głową. To czy trasa jest trudna technicznie, ma drugorzędne znaczenie. Trzeba zacisnąć zęby i pokonać trudności. Ale żeby to zrobić, trzeba mieć wielkie doświadczenie kolarskie, wielką motywację i nastawienie do pokonywania przeszkód. To nie jest niedzielna wycieczka. To nie jest wygodny sposób na spędzenia wakacji, ale na tyle fascynujący, że takiego wyzwania podejmują się setki uczestników – tłumaczy Leszek Pachulski, pomysłodawca Rowerowego Maratonu WISŁA 1200.

Wśród prawie 400 śmiałków, którzy zdecydowali się pokonać trasę był Jarek Borowski, mieszkaniec powiatu golubsko-dobrzyńskiego. – Mój start rozpoczął się od problemów z nawigacją i pierwsze 70 km jechałem z kolegą z Czech, miał bardzo fajne tempo i co nieco sobie pogadaliśmy. Tak na marginesie, chłopak nie miał prawej dłoni, ale kompletnie mu to nie przeszkadzało. Na pierwszym postoju udało mi się w końcu uruchomić nawigację i od Oświęcimia jechałem już sam. (...) Około 50 km rozpoczął się odcinek specjalny, czyli wał wokół sztucznego zbiornika, Jeziora Goczałkowickiego. Tutaj trasa nieco przypominała Pomorską 500. Trawa po ramę i błoto! Dalej trasa biegła przez Kraków, nie wiedziałem, że są tam takie góry. Około 2:00 znalazłem fajny nocleg na ławeczce pod wiatą (...). Kolejny dzień to próba dojazdu jak najbliżej Warszawy. O godz. 00:30 na 615. km trasy dotarłem do miejsca, gdzie planowałem nocleg, a że noc była ciepła to spałem na przystanku PKS. Za poduszkę służyła mi litrowa butelka po napoju (śmiech). Około 4:00 było już całkiem jasno, więc ruszyłem dalej. Ten fragment trasy chciałem przejechać za jasnego, gdyż były to single wzdłuż Wisły, momentami rzeka zabrała fragmenty trasy i trzeba było bardzo uważać – opowiada Jarek Borowski.

W trakcie maratonu zawodnicy mieli nadajniki GPS, dzięki którym można było ich śledzić w specjalnej aplikacji. Po trudnościach na początku trasy było widać jak Jarek wyprzedza kolejne „kropeczki” na mapie. Dojeżdżając do Warszawy był już w okolicach 15. miejsca.

– Za Twierdzą Modlin napotkaliśmy jeden z ciekawszych fragmentów trasy, czyli zalane single. Co było robić, woda sięgała połowy uda, rower musiałem nieść i tak w towarzystwie komarów brnąłem po śladzie. Później się dowiedziałem, że organizator wyznaczył objazd – wspomina.

W okolicy Torunia przedstawiciele Golubsko-Dobrzyńskiego Towarzystwa Rowerowego (GTR) i Golubsko-Dobrzyńskiej Organizacji Turystycznej przygotowali "pit stop" dla zawodników. Można było tu sprawdzić sprzęt, wypić coś ciepłego, zjeść i zregenerować siły. Toruń to około 920. km trasy, czyli jeszcze 250 km. Po chwili odpoczynku Jarek ruszył dalej.

– Za Toruniem znałem już dobrze trasę, to bardzo pomaga. W Chełmnie mały kryzys i chwila postoju, w Grudziądzu obiad i świadomość, że do mety "tylko" 150 km. To był chyba najważniejszy moment tego wyścigu. Wiedziałem, że mam szansę na pierwszą 10 (...). Ostatni fragment wzdłuż Wisły, do jej ujścia, trzeba prowadzić rower, byłem tutaj o zachodzie słońca, po ciemku jest niebezpiecznie. Już bardzo chciało mi się spać, a do mety blisko, o błąd i wypadek nie trudno. Co wykrzyczałem widząc barierkę, której już nie wolno przekraczać, nie mogę publicznie powiedzieć... Stamtąd jest dla wielu najtrudniejszy fragment trasy, już po ciemku, starą zarośniętą ścieżką przez las wzdłuż morza kierujemy się na Gdańsk. Ostatnie 30 km, już bardzo zmęczony, z oczami "na zapałki" dotarłem na metę – relacjonuje Jarek.

Przystępując do startu Jarek planował, by pokonać tę trasę w 96 godzin i załapać się w pierwszą 20 zawodników. Osiągnięty wynik jak sam mówił jest dla niego szokiem – 84 godziny 58 minut (z czego 61 godz. czystej jazdy, a 25 godz. przerw) dało mu 7. miejsce.

– Zwycięzca pokonał trasę w niecałe 60 godz. i miał 7 godz. Mówię o tych przerwach, bo to one są kluczem do zwycięstwa. Po prostu, kto śpi ten przegrywa... – śmieje się Jarek.

Wiadomo, że do takiego startu nie idzie się z marszu – jak się przygotowywał nasz rozmówca? – Do tego startu przygotowywałem się długo. Przepracowałem solidnie jesień, zimę i wiosnę (tu wirus nieco namieszał). Wymagało to sporo czasu, na który pozwalała mi moja żona, za co jej bardzo dziękuję. Uważałem, że mniej istotna jest liczba przejechanych kilometrów, a raczej trening ogólnorozwojowy. A więc: basen, bieganie, siatkówka, morsowanie, no i coś co mi chyba najbardziej pomogło – cross fit – Tomasz Jasiński (Akademia Pięknej Sylwetki), dzięki za treningi. Nie mam już 20 lat, więc wizyty u fizjoterapeutki też były potrzebne – Ewelina Pakuła – dziękuję. To wszystko robiłem po to, aby uniknąć kontuzji i nie zrobić sobie krzywdy, udało się. No i oczywiście dziękuję ekipie z GTR-u. Za wspólne treningi i za wsparcie na trasie. Liczę, że uda mi się kogoś namówić do startu na rok! Mogę pojechać turystycznie i chętnie posłużę za pilota, bo sportowo uważam, że osiągnąłem duży sukces i nie muszę go poprawiać – podsumowuje Jarek.

Jeszcze raz gratulujemy wyniku. Warto dodać, że to trzeci start Jarka Borowskiego w tym ultramaratonie. W pierwszej edycji osiągnął wynik 120 godz. 30 min., a w drugiej 99 godz. 45 min.

(GM), fot. nadesłane

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Golub-cgd.pl




Reklama
Wróć do