Jarosław Borowski z Chełmonia ukończył Rowerowy Ultramaraton „Wisła Extreme”. 2400 kilometrów przejechał, uzyskując rewelacyjny czas 187 godzin 40 minut.
W tym roku przypadła piąta już odsłona najstarszego i do niedawna najdłuższego polskiego ultramaratonu rowerowego Wisła 1200. Z tej okazji organizatorzy zaproponowali uczestnikom do wyboru 3 dystanse: 500 km, 1200 km i 2400 km. Mieszkaniec naszego powiatu Jarosław Borowski, który brał udział we wszystkich poprzednich ultramaratonach Wisła 1200 i tym razem podjął wyzwanie.
– Jako, że startowałem we wszystkich edycjach, to i tej nie mogłem opuścić. Długo się nie zastanawiałem i wybrałem 2400 czyli start w Gdańsku, półmetek u źródeł Wisły i powrót do Gdańska – mówi z uśmiechem Jarek Borowski. – Wystartowałem w sobotę 2 lipca i dzień ten spędziliśmy na błotnistej trasie. Wieczorem byłem już pod Toruniem i zatrzymałem się na pit stopie
zorganizowanym przez Golubsko-Dobrzyńskie Towarzystwo Rowerowe. Po krótkiej drzemce ruszyłem w dalszą drogę. W Ciechocinku przy kolejnym pit stopie, pijąc "Krystynkę", spotkałem kolegę z pierwszej edycji Wisły. Od tego momentu jechaliśmy już razem. Kolejny nocleg wypadł nam za Warszawą, spieszyliśmy się, aby odcinek specjalny "amazonię otwocką" pokonać jeszcze za dnia. Udało się i tę noc pospaliśmy 3 godziny pod kołdrą, w wynajętym domku.
Zbliżając się do Wisły, upał zmienił się w deszcz. Padało praktycznie bez przerwy przez jakieś 20 godzin. Trasa zmieniła się diametralnie, trudniejsze terenowe odcinki zamieniły się w błotnistą maź.
– Ostatnim elementem przed półmetkiem był podjazd pod schronisko Przysłop na Baraniej Górze. Wdrapywałem się tam o świcie, podziwiając piękną, mglistą panoramę gór. W miejscowości Wisła znajdowała się baza zawodów. Tam kończyli swoją przygodę uczestnicy Wisły 1200. Dla mnie to był półmetek. Gdy dotarłem do bazy, w drogę powrotną ruszał już Radek Gołębiewski, a chwilę po nim Bartek Smoczyk. Oni spędzili na odpoczynku prawie całą dobę, gdzie przeczekali ten deszczowy dzień – wspomina kolarz.
– Po około 9 godzinach przerwy ruszyłem w drogę powrotną. Jechałem już sam, mijając jadących z naprzeciwka uczestników Wisły 1200. (...) Za Janowcem, z pięknym zamkiem na wzgórzu, wjechałem w kolejny odcinek specjalny. Była już noc. 14 km trasy pokonywałem przez 2 godziny. Gdy wydostałem się na asfalt, podjechałem kawałek na most do Puław. Od asfaltu było ciepło, położyłem się więc na chwilę na poboczu i zasnąłem... Po około 15 minutach obudził mnie damski głos, usłyszałem "Cześć Jarek". Była godzina 00.30 Okazało się, że pewna dziewczyna śledziła moją kropkę i zmartwiła się dlaczego jechałem tak wolno, i podjechała sprawdzić czy nic mi nie jest. Gdyby nie cukierki, które mi zostawiła, pomyślałbym, że mi się to przyśniło – mówi Jarosław Borowski.
Na trasie nie obyło się bez problemów, uszkodzona obręcz w tylnym kole, przebite oba koła, uszkodzony pedał. Ostatecznie cały dystans Jarek pokonał w 187 h i 40 minut, zajmując 3. miejsce. Na mecie zameldowało się 15 osób z tego dystansu, którzy ukończyli to w regulaminowym czasie 250 godzin.
Po kilku dniach odpoczynku nasz ultramaratończyk zorganizował spotkanie dla miłośników rowerowych wypraw, na którym wspólnie ze zdobywcą pierwszego miejsca czyli Radosławem Gołębiewskim z Torunia (150 godzin 42 minuty) i finiszującym jako drugi Bartoszem Smoczyk z Krąplewic (165 godzin i 7 minut) opowiadali o urokach i przekleństwach królowej rzek. Na spotkaniu pojawili się również: Grzegorz Piwowarsk (kolarz, olimpijczyk z Barcelony), Jarosław Kaptajn (rowerzysta, podróżnik) oraz liczna reprezentacja Golubsko-Dobrzyńskiego Towarzystwa Rowerowego.
Gratulujemy wyniku i życzymy kolejnych sukcesów.
(GM), fot. GM i nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie