Po kilku kolejkach gry na emigracji z powodu remontu płyty boiska, Drwęca Golub-Dobrzyń w sobotę 5 września rozegrała pierwszy mecz przed własną publicznością ze Strażakiem Wdą II Świecie
Po remoncie oraz czasie na regenerację płyta boiska na stadionie w Golubiu-Dobrzyniu wreszcie zaczęła przypominać boisko do piłki nożnej. Działacze Drwęcy starali się nadać pierwszemu meczowi u siebie odświętny wymiar. Zawodników na boisko wyprowadzali adepci KS Piłkarz Golub-Dobrzyń. W przerwie rozegrano także szybki pokazowy mecz dzieci.
Wracając do samego meczu – Drwęca Golub-Dobrzyń rozpoczęła z impetem. W trakcie pierwszych dwóch minut przeprowadziła dwie akcje, które mogły skończyć się bramkami. W 5. minucie po rzucie rożnym do piłki najwyższej wyskoczył Dawid Raszka i zrobiło się 1:0. Niestety, od tego momentu Drwęca Golub-Dobrzyń cofnęła się i oddała pole rywalom. Przez wiele minut na boisku nie działo się nic wartego uwagi. W 30. minucie, po kolejnym rzucie rożnym, do piłki doszedł Kanik i uderzył z ostrego kąta. Bramkarz Strażaka pilnował bliższego słupka i wybronił uderzenie.
W 44. minucie goście przeprowadzili ładną akcję po lewej stronie boiska. Wymienili kilka podań i dograli przed bramkę, gdzie ich napastnik strzelił bramkę na 1:1.
W 45. minucie Kanik chciał jeszcze zdobyć bramkę dla Drwęcy, ale jego strzał z 16 metrów trafił w rękawice bramkarza.
Po zmianie stron Drwęca ponownie doszła do głosu. Goście skupiali się na kontrach. W 56. minucie Kanik minął obrońcę i uderzył z 11 metrów. Piłka wyszła na aut po rękawicach bramkarza.
W 60. minucie powinno być 2:1, ale jeden z zawodników Drwęcy, stojąc praktycznie na wprost bramki, trafił nieczysto w piłkę, a ta wyszła na aut. Osiem minut później swoją okazję mieli goście. Drwęcy sprzyjało szczęście, a piłka odbiła się od słupka. W 80. minucie Drwęca Golub-Dobrzyń ponownie powinna objąć prowadzenie, ale kolejny raz okazało się, że z taką skutecznością będzie trudno myśleć o zwycięstwach.
– Jesteśmy niezadowoleni z naszego debiutu przed własną publicznością – mówi trener Tomasz Strzelecki. – W pewnym momencie spuściliśmy nieco z tonu i niepotrzebnie daliśmy dojść rywalom do głosu. W drugiej połowie byliśmy ospali i wiele założeń przedmeczowych nie było realizowanych na boisku. Wciąż mamy szanse. Nie tracimy wiele do czołówki. Kibiców należy prosić o trochę cierpliwości. Postaramy się, aby zespół wrócił na dobre tory.
Tekst i fot. (pw)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie