Reklama

Maraton Wigry – relacja z trasy

04/09/2024 13:03

– 8 lat przygody z bieganiem, wiele półmaratonów i biegów ultra za sobą, w czasie których dystans maratoński przebiegałem, ale ani razu nie biegłem oficjalnego maratonu – relacjonuje dla Czytelników CGD swój kolejny start Piotr Piskorski z EnDo Golub-Dobrzyń

Każdy kto go zna, wie że nie polubił się za bardzo z asfaltem i biegami po płaskich trasach, chociaż i takie biegi też się zdarzają, za to uwielbia i biegać po lasach i górach. Dlatego do pokonania dystansu maratońskiego wybrał Maraton Wigry. To była 12. edycja tego biegu. Pięć godzin jazdy autem i był na miejscu, w Starym Folwarku w okolicach Jeziora Wigry.

 

– To nie jest maraton do bicia rekordów czy życiówek, tym bardziej przy 30-stopniowym upale, to maraton inny i bardzo wyjątkowy, wokół jeziora Wigry. Byłem tu pierwszy raz, trasa w całości prowadziła przez Wigierski Park Narodowy. Szutrowe drogi, wąskie i kręte leśne ścieżki wzdłuż jeziora, kładki na bagnach, bobrowiska, gdzieś dziura na dziurze i trzeba było uważać, aby nie wpaść, kilka górek do pokonania i stromych zbiegów. Rezerwat Hańcza, dużo jezior wokół i zwierząt. Było też co podziwiać i zachwycać się pięknymi widokami – mówi Piotr Piskorski.

 

Rejon ten nazywany jest również jako Zielone Płuca Polski. Bieganie w takim miejscu to sama przyjemność. Ale to nie był łatwy bieg...

 

– Jak ktoś chce przebiec maraton, a nie przepada za asfaltem, to polecam, bo można się styrać i sponiewierać nogi. Już dawno nie wylałem tyle potu. Organizator zapewnił aż 7 punktów odżywczych z jedzeniem i piciem, łącznie z polewaniem głowy wodą, która przy takiej temperaturze ratowała życie. Nigdy na żadnym biegu nie zjadłem tyle arbuzów na punktach, co tu na maratonie Wigry, ale arbuzy dawały świetne nawodnienie, a to ważne, aby przetrwać w tym upale, od punktu do punktu. Bieg wymagający, ale organizacja świetna i pozytywni ludzie, tacy jak Marcin i Anna, których poznałem na Bison Ultra Trail w Supraślu, z którymi wspólnie pokonaliśmy pół dystansu. Pokonanie 42,195 km zajęło mi 05:51:10, ale czy to miało dla mnie znaczenie? Nie, bo nie biegłem dla czasu i miejsca, biegłem dla siebie. Czy było warto tak się zmęczyć? Oczywiście, że było warto, bo to nowe poznane miejsce, nowa przygoda, ludzie, klimat, pyszne regionalne jedzenie, medal i spiker, który witał każdego biegacza okrzykiem" Splendoooor i chwałaaaa" – kończy swoją relację mieszkaniec Golubia-Dobrzynia.

 

Kolejny start już we wrześniu i też w nowym miejscu, gdzie jeszcze nie miał okazji biegać. Czekamy na kolejną relację.

 

(ak), fot. nadesłane

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Golub-cgd.pl




Reklama
Wróć do