– Nie becz, nie becz – motywował swoich piłkarzy trener Węgrowianki. Powodów do płaczu ostatecznie goście nie mieli. W samej końcówce strzelili gola i w meczu z Drwęcą zdobyli trzy punkty.
To był mecz dobry i zły jednocześnie. Dobry, bo było w nim sporo walki. Zły ze względu na wynik. Jeżeli o meczu piłkarskim można powiedzieć, że były w nim „momenty”, to w tym było ich aż nadto. Poza samą grą zwracało uwagę słabe – zdaniem wielu – sędziowanie i duża energia ze strony zawodników obu zespołów. Jak to się mogło skończyć? Loterią.
Już w pierwszej połowie sędzia ukarał bramkarza Drwęcy żółtą kartką, chociaż w zasadzie każdy widział, że to bramkarz został sfaulowany. Nawet piłka nożna bywa jednak czasami sprawiedliwa, więc Węgrowianka nie wykorzystała rzutu karnego. Górski, to piłkarz o wspaniałym dla polskiego piłkarstwa nazwisku, ale rzut karny akurat mu nie wyszedł. Przestrzelił. Kontrowersji było więcej. Dyskusyjny spalony, sporo nerwów, dużo napięcia.
Mamrot wrócił z przytupem
W bramce Drwęcy stanął niewidziany na boisku aż półtora roku Przemysław Mamrot. Jak mu poszło? Rewelacyjnie. Zupełnie tak jakby rozbrat z futbolem mu się nie przydarzył. – Zastąpił naszego bramkarza, który w poprzednim spotkaniu ze Stalą Grudziądz dostał czerwoną kartkę – mówi trener Kamil Nowatkowski. Być może to podniosło adrenalinę Mamrotowi. Zresztą mogły ją też podnieść wydarzenia na murawie. W drugiej połowie obronił sytuację praktycznie na samej linii. Jedno jest pewne. Powrót Przemysława Mamrota na stałe to dobra informacja.
– Szukaj bramki, szukaj – motywował swój zespół trener Węgrowianki. I znaleźli. W końcówce pierwszej połowy gola do szatni zdobył Bork. W drugiej połowie Drwęca wyrównała. Gol Licznerskiego mógłby zapewnić punkt, ale znowu decydująca okazała się końcówa. W tej trafił Niebojewski i goście wygrali 2:1.
– Drwęca nie popłynęła i nie popłynie. Zabraniam tak mówić. To, że przegraliśmy? Bywa i tak – kwituje trener Nowatkowski, który nie załamuje rąk. Z zespołem pracuje przecież od niedawna i doskonale zdaje sobie sprawę, że rozwój drużyny to proces. – To dopiero początek tego, co chcemy pokazywać. Po prostu w tym spotkaniu zabrakło kluczowych zawodników z powodu wyjazdu czy choroby. Tak bywa, to nie był nasz dzień. Drużyna się starała, ale brakowało jakości, wykończenia sytuacji. Przeciwnik grał długie piłki za plecy – opowiada trener i podkreśla to, o czym wspominał wcześniej. Łatwiej będzie grało się Drwęcy z liderami niż z sąsiadami w tabeli. – W sobotę gramy na wyjeździe z Błękitnymi Podwiesk i jedziemy tam po trzy punkty – określa jasno cele drużyny.
Idą dalej
W Drwęcy nikt się nie poddaje. Jeżeli drużyna będzie grała tak ambitnie jak w ostatnim meczu, to przyjdą też wyniki. Kibicom gra już przypadła do gustu. Z trybun było słychać, że nowe oblicze Drwęcy to „niebo a ziemia” w porównaniu z tym, co widzieliśmy wcześniej. Trudno co prawda mówić o niebie po porażce, ale wydaje się, że zza chmur wyjrzało trochę słońca. Taką piłkę faktycznie chce się oglądać. Z agresją, poświęceniem, a nawet wzruszeniem bramkarza Przemysława Mamrota, gdy został pokonany. – Ja tworzę drużynę, już zbieram młodych chłopców na treningi. Nie mają jeszcze doświadczenia, tej fizyczności, ale ogarniają temat. Zobaczycie, co pokażemy w nowym sezonie – mówi trener Nowatkowski, a na koniec rzuca raz jeszcze. – Drwęca nigdy nie popłynie.
Tekst i fot. Aneta Gajdemska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie