"Módlcie się wszystkie matki, abyście nigdy nie oglądały waszych synów tak umęczonych". Takie słowa znajdowały się na medalu, który zawisł na szyi Piotra Piskorskiego po ukończeniu biegu Lament Świętokrzyski.
– Kiedy w 2020 roku zapisałem się na bieg, była to raczej ciekawość, co kryje się za tymi słowami. Niestety bieg w 2020 roku się nie odbył ze względu na zakaz organizowania imprez spowodowanych pandemią. Moja ciekawość była duża tym bardziej, że bieg w opinii innych zawodników zaliczany jest do trudnych. Reprezentując EnDo Golub-Dobrzyń 13 listopada o godzinie 10.00 stanąłem na starcie dystansu 37 km po Górach Świętokrzyskich. Atmosfera na biegu super, pełne skupienie i lecimy zobaczyć co to za Lament. Pierwsze 18 kilometrów dość płasko i lekko z mniejszymi podbiegami, las, fajne widoki, bez większego wysiłku i tak się zastanawiałem, gdzie ten Lament. No i po 18 km się doczekałem, trasa zmieniła się diametralnie, zaczęły się schody dosłownie. Dwukilometrowe podbiegi po kamieniach szpiczastych i ostrych jak brzytwa, zbiegi takie same, trzeba było być skupionym na maksa, uważać pod nogi, kontrolować każdy krok biegu, patrzeć na oznaczenia oraz na turystów, których nie brakowało na szlakach Gór Świętokrzyskich – relacjonuje Piotr Piskorski z Endo Golub-Dobrzyń.
Jak przyznaje biegacz, rzeczywiście to był lament, ale jakże piękny i mroczny. Trasa prowadziła przez Święty Krzyż, Górę Agata, Łysicę i Puszczę Jodłową. To piękne i magiczne miejsce, pełne uroku i historii.
– Lament Świętokrzyski to bieg trudny technicznie, ale w końcu sama nazwa mówi za siebie. Zająłem 92. miejsce na 270 startujących z czasem 04:26:51 i jest to dla mnie super wynik, mając na uwadze cała trasę biegu. Przede mną jeszcze jeden i ostatni start w biegu ultra, będzie to Garmin Ultra Race 53 km po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym w Gdańsku – kończy Piskorski.
(ak), fot. nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie