Mówi, że lubi swoją pracę, ale gdy rozmawiamy, czuje się, że jego serce jest pędzlem malowane. Zapraszamy do lektury wywiadu z Piotrem Duszyńskim z Golubia-Dobrzynia.
– Spotykamy się, bo otrzymałeś wyróżnienie w konkursie artystycznym.
– Tak. OPTAL czyli Ogólnopolski Przegląd Twórczości Artystycznej Leśników. Organizowany jest raz na 3 lata. Wystartowałem pierwszy raz.
– I od razu wyróżnienie. Gratuluję.
– Dziękuję. To dla mnie dużo znaczy. Jednak nie wiem czy będę jeszcze w jakimś konkursie startował.
– Dlaczego?
– Bo takie konkursy, i to nie dotyczy tylko malarstwa, ale też na przykład fotografii, to nie wyścigi. Prac nie da się zmierzyć wynikiem, tak jak to gdy ktoś pierwszy jest ma mecie. Odbiór pracy artystycznej jest zawsze subiektywny. To, że ja otrzymałem wyróżnienie, to wcale nie znaczy, że przy innym składzie sędziów zająłbym ostatnie miejsce.
– Albo pierwsze. Nie mogę się napatrzeć na jeden z Twoich obrazów. Ten przedstawiający ptaka, gila. Jest jak fotografia. Jak to zrobiłeś?
– Obraz jest namalowany aerografem. To taki miniaturowy pistolet lakierniczy. Takim samym urządzeniem precyzyjnie maluje się motocykle. Nakłada się wiele półprzeźroczystych warstw. Aerografia jest trudną techniką, bo nie wybacza błędów. Nauczyć się go obsługiwać, to nie jest prosta sprawa. Kiedy się już to opanuje, to można uzyskać linię tak cienką jak włos. Tylko kilkanaście osób w Polsce maluje obrazy tą techniką.
– Jesteś z wykształcenia leśnikiem. Dlaczego nie artystą?
– Stałem przed takim dylematem. Bo rysowałem od przedszkola, a tak na poważnie maluję od 10 lat. Ale zwyciężył zdrowy rozsądek. Cała moja rodzina, to rodzina budowlańców, twarde zawody. Byłbym pierwszy, który się wyłamał. Malarstwo to moja pasja, ale postanowiłem postawić na pewny zawód. I uważam, że bardzo dobrze zrobiłem. Bo mam i dobrą pracę, i pasję.
– Czy chciałbyś, by kiedyś Twoje prace sprzedawały się tak dobrze, by to malarstwo stało się zawodem.
– Nie wiem czy bym chciał. W tym momencie maluję, co chcę i kiedy chcę. Jeżeli coś mi nie leży to mogę sobie pozwolić na to, by odmówić. Zdarzało się też, że nie sprzedałem swojego obrazu, bo uważałem, że zaproponowana cena jest za niska. No jeżeli spędza się nad obrazem 40-50 godzin to... A jeżeli byłoby to moją pracą, to musiałbym robić to, na co mógłbym nie mieć ochoty. Przyjmować zlecenia, które niekoniecznie mi w duszy grają. Ale czy wtedy miałbym z tego tyle radości? Nie wydaje mi się. Właśnie tego chciałbym uniknąć. Cały czas mam paliwo do malowania. I chcę, by to zawsze było pasją.
– Jak często malujesz.
– Codziennie.
– To jednak druga praca.
– Dokładnie (śmiech). Uwalniam głowę. W Nadleśnictwie Golub-Dobrzyń zajmuję się sprzedażą drewna. Cały dzień nawijam przez telefon. Więc jak już przychodzę do domu, to odreagowuję. Cisza. Spokój. I pędzle.
– Jak wygląda Twoja pracownia? Artystyczny nieład pewnie?
– Tu zaskoczę. Jestem wręcz pedantyczny. Pędzle poukładane. Mam hopla na tym punkcie.
– Nie wierzę. Jak ja maluję, jestem cała umazana.
– A u mnie czyściutko. Nawet gdy maluję olejnymi, to skuwek od pędzli nie brudzę (śmiech).
– No właśnie z aerografu przerzuciłeś się na olejne.
– Uważam to za najbardziej szlachetne malarstwo. Zresztą geniuszem jest dla mnie Rembrandt. Nie maluję jednak na płótnie. Wiesz dlaczego kiedyś malowali na płótnie?
– Dlaczego?
– Bo było najtańsze. Biedni artyści. Jedna rama i tylko płótna zmieniali. Ale też najmniej trwałe. Dlatego też wolę malować na płycie.
– Wspomniałeś Rembrandta... a z bardziej współczesnych?
– Beksiński.
– To jestem zaskoczona, bo myślałam, że jesteś naturalistą.
– Tak, ale czy to oznacza, że nie mogę podziwiać Beksińskiego?
– Odwieczna walka naturalistów z abstrakcjonistami. Czyli Twoja ze mną...
– Walka niepotrzebna. Wy wymyślacie, czerpiecie z fantazji, my mamy wszystko przed oczyma, ale musimy mieć mega warsztat. Na wszystko jest miejsce. Nie ma co oceniać, kto ma trudniej. Kto jest pierwszy na mecie. Sztukę się czuje.
– Rada dla tego, kto chce zacząć malować. Sztaluga, pędzle, plener...
– Można, ale najważniejsze to zacząć. Od kartki i ołówka. Nie szalejmy od razu. Po prostu zacząć. Uczyć się podstaw. Narysować kubek stojący na stole. I nie martwić się komentarzami.
– Uczyć się skąd?
– Na pewno nie z książek o malarstwie. Ja uczyłem się z tutoriali w internecie, których jest mnóstwo. Perspektywa, cienie, mieszkanie barw... wszystko jest teraz w internecie. Niestety wiedza ta dostępna jest praktycznie tylko w języku angielskim, a za dobre tutoriale trzeba płacić.
– Masz jakieś swoje dziwactwa. Słyszałam o artyście, który nie używa żółtej farby.
– Porządek w pracowni jest moim dziwactwem (śmiech). Ale w sumie mam. Jak podpiszę obraz to nigdy już na nim nic nie poprawiam. A jest to męczące, bo generalnie żadnego z obrazów nie uważam za skończony.
– Czego Ci życzyć?
– Wystawy, własnej, kiedyś...
– Zatem do zobaczenia na niej. Dzięki za rozmowę.
Rozmawiała Aneta Gajdemska, fot. nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie