
Pochodzący z Golubia-Dobrzynia, a mieszkający w Toruniu – Marian Pniewski napisał książkę zatytułowaną „Marta”. Obecnie stara się o druk tej publikacji w profesjonalnej drukarni i wydawnictwie. Specjalnie dla naszego dwutygodnika opowiada, o czym jest powieść.
– Jest Pan autorem książki poświęconej Pana rodzinie, której akcja toczy się w Golubiu-Dobrzyniu. Może Pan przybliżyć historię powstania tej książki oraz o czym ona opowiada?
– Moja pierwsza opowieść pt: „Marta” to można by rzec pokłosie genealogii rodzinnej. Materiały archiwalne, różnego rodzaju dokumenty, fotografie gromadzone dla potrzeb genealogii posłużyły mi też w pisaniu powieści o Marcie. Marta to moja mama, którą utraciłem w młodzieńczym jeszcze wieku i dlatego też postanowiłem już w swoim starszym wieku, aby wydobyć Ją na światło dzienne w opowieści o Niej, a także o czasach, w których Marta miała dwadzieścia lat. Oprócz Marty poznajemy wiele innych osób, a mianowicie rodziców i rodzeństwo Marty, Jej przyszłego męża Bronka i Jego rodzinę, a także wiele innych osób, sąsiadów, znajomych, a także przypadkowych ludzi. Całość powieści dzieje się w latach trzydziestych ubiegłego wieku. A więc blisko sto lat temu w takich miejscowościach jak Podzamek Golubski, Krążno, Ostrowite Golubskie, a także oczywiście w samym Golubiu i w Dobrzyniu, które w tamtych czasach było odrębnymi miastami. W jednym z rozdziałów wybieramy się pociągiem z Martą i Jej matką do Torunia, ale co tam kobiety robiły, to już trzeba poczytać samemu. W książce tej składającą się z dwóch tomów, a liczącą 850 stron skupiamy życie codzienne mieszkańców naszej małej ojczyzny, ich radości i smutki, z różnymi lokalnymi zdarzeniami. Możemy zauważyć różnorodność społeczeństwa, a więc spotkamy tam oprócz Polaków także i osoby niemieckiego pochodzenia, Rosjanina jako lekarza o nazwisku Nieczajew, a także dużą społeczność pochodzenia żydowskiego, zamieszkałego w większości w Dobrzyniu. W tej opowieści jesteśmy świadkami różnych zdarzeń takich jak wesela, zabawy ludowe, spotkania towarzyskie, a także święta Bożego Narodzenia czy też wielkanocne. Jesteśmy też świadkami smutnych zdarzeń takich jak słynne morderstwo gospodarzy z Sokoligóry, których zamordował Ich parobek, jesteśmy też na pogrzebach i na pożegnaniach tych, którzy opuszczają tę naszą małą ojczyznę na zawsze, wyjeżdżając w inne rejony kraju czy też świata. Na kartach tej książki przeplata się też zima z wiosną, lato z jesienią i zawsze coś nowego się dzieje. W książce możemy też napotkać fragmenty pisane miejscową gwarą, jaka w dzisiejszych czasach jest już mało używana, dlatego też w tekście jest sporo błędów ortograficznych, które wynikają z mowy potocznej, ale to są błędy zamierzone, aby jeszcze lepiej oddać klimat tamtych, odległych już czasów. Książkę tę w liczbie 25 (50) sztuk wydrukowałem swoim sumptem, dla rodziny i znajomych, a także jeden komplet znajduje się w bibliotece w Golubiu- Dobrzyniu. Oczywiści kilka osób w Golubiu-Dobrzyniu też posiada tę książkę. Marta zagościła też w Poznaniu i Gliwicach. Jeden z moich egzemplarzy krąży po moim osiedlu i nie tylko, no i zbiera dobre opinie, więc oby tak dalej. Wszyscy nabywcy opłacili wydruk tej książki, za który bardzo dziękuję.
– Stara się pan wydać książkę w profesjonalnym wydawnictwie, jak wygląda ten proces?
– Na początku roku wydawnictwo Poligraf w Wrocławiu ogłosiło konkurs na napisanie książki i pierwszą nagrodą było wydrukowanie książki bez jakichkolwiek opłat. Niestety pierwszej nagrody nie zdobyłem, ale dostałem pismo, iż dostałem wyróżnienie i nagrodę pieniężną, ale w formie reklam, banerów, dystrybucji, itp., itd. Za wydruk książki musiałbym już zapłacić i to sporą sumę. W rozmowie telefonicznej z redaktorem prowadzącym uzyskałem też wiadomość, iż moja „Marta” na trzysta nadesłanych prac z całego kraju zajęła miejsce w pierwszej dziesiątce. To tak gwoli pocieszenia. Nie zdecydowałem się nie tylko z względów finansowych, ale też z tego względu, że Wrocław jest w sporej odległości, a także inna mentalność tamtej społeczności i to czy w ogóle ta nasza książka by dotarła w nasze rejony. Ale dzięki im za to, że chociaż trochę nas docenili. Nie poprzestałem na tym i z wielka obawą udałem się do toruńskiego wydawnictwa Adam Marszałek w Toruniu. Tu spotkałem się z wielka życzliwością i propozycją wydania książki, a także pozyskania sponsorów na wydruk tej pozycji. Jestem w stałym kontakcie z redaktorem prowadzącym, który natychmiast złożył wniosek o dofinansowanie do Urzędu Marszałkowskiego. Po miesiącu dostał pozytywną odpowiedź o przekazaniu pewnej kwoty, ale jakiej to już tajemnica wydawcy. Jeszcze sporo brakuje, ale starania trwają i jestem pełen nadziei, że moja mała ojczyzna też nam dopomoże. To opowieść właśnie o niej, o naszych poprzednikach, naszych rodzicach, dziadkach, znajomych i sąsiadach. Szkoda by było, aby pamięć o tamtych trudnych i tragicznych czasach poszła w zapomnienie. Wydawnictwo przewiduje wydanie tej pozycji do połowy przyszłego roku. Zgodnie z regulaminem obowiązkowym książka ta powędruje do 17 bibliotek narodowych, księgarń, bibliotek uniwersyteckich i szkolnych. Aż mi się nie chce wierzyć. Dzięki waszej pomocy może się to ziścić. Ja ze swej strony nie oczekuję żadnych gratyfikacji finansowych, marzy mi się tylko żeby o naszej małej ojczyźnie Golubiu-Dobrzyniu czytał cały świat.
Więcej o pasji Pana Mariana – genealogii napiszemy w dalszej części wywiadu, w kolejnym numerze naszego dwutygodnika.
Rozmawiał Szymon Wiśniewski
Fot. zbiory rodzinne M. Pniewskiego
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie