Czy wiecie, że jaskółka jest symbolem odrodzenia i odnowy? Chroni i przynosi szczęście. A jak wiemy, ono się bardzo w życiu przydaje. Niestety niektórzy mają go bardzo mało, albo w ogóle. A mimo to potrafią odbić się od dna i jeszcze dawać przykład innym. Takim człowiekiem jest nasz rozmówca.
– Boję się tego wywiadu Patryk.
– Dlaczego?
– Bo wiem, co usłyszę. Powiedz dlaczego chciałeś porozmawiać?
– By dać ludziom dawkę motywacji.
– Co to za tatuaże na twoim ramieniu?
– Tutaj mam feniksa. Symbol odrodzenia się. Tu wyżej smok, to siła. A tu napis „Nigdy się nie poddawaj”.
– Rozumiem, że dosłownie oddzieliłeś czarną krechą zły czas?
– Można tak powiedzieć.
– Jak weszłam na siłownię, to zobaczyłam uśmiechniętego faceta. „W czym mogę pomóc”. I dopiero jak wstałeś i zacząłeś iść w moim kierunku z wielkim trudem, o kuli, zobaczyłam, że nie masz ręki. Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Zauważyłeś to?
– Nie.
– Czy to cię krępuje, że ludzie nie wiedzą jak reagować? Udajesz, że tego nie widzisz?
– Nie. Wkurza mnie tylko, kiedy nie traktują mnie normalnie. Chcą mi pomóc, nadskakują. Jeżeli coś mogę zrobić sam, to chcę to zrobić sam. Trenowałem na siłowni przed wypadkiem. Pamiętam trenera, kiedy wróciłem na siłownię już po wypadku, który traktował mnie nie jak niepełnosprawnego tylko jak osobę, która przyszła na siłkę, by poprawić swoją sprawność. To mi się bardzo podobało.
– Czyli gdybym ci zaproponowała pomoc, to byś się zdenerwował?
– Tak, ale bym tego po sobie nie pokazał. Jak będę potrzebował pomocy, to cię o nią poproszę. Nie mam z tym problemu.
– Czytałam, że tego oczekują niepełnosprawni, by ich traktować jak każdego innego. Do niewidomej osoby można powiedzieć na odchodne „do widzenia”, bo tak się mówi i nie powinno się przejmować, że się źle zachowało.
– Dokładnie. A jak już mi ktoś tak bardzo nadskakuje, „a daj pomogę... przytrzymam” i tak dalej, to żartuję: spokojnie, już gorszej krzywdy sobie nie zrobię.
– Siłownię otworzyłeś dla siebie, aby ćwiczyć i pomyślałeś, a niech inni też skorzystają?
– Nie, nie (śmiech). To normalny pomysł na biznes. Ale to fakt, robię swoje treningi sam u siebie (śmiech).
– I nazwa Fenix Gym to kontynuacja tatuażu?
– No jasne. Pierwsza myśl była taka i tak zostało. Można się odbić od dna.
– Masz 30 lat. Wypadek zdarzył się 10 lat temu. Jak do tego doszło?
– Ale tak jak się umówiliśmy, bez szczegółów. Miałem 19 lat. Jechałem ciągnikiem na polu. Mama jak zwykle zrobiła obiad. I czekali na mnie. Nie przychodziłem. Tato wyszedł zobaczyć, czy wszystko ok. Zobaczył, że ciągnik chodzi, a mnie nie widać. Reszta jest zbyt drastyczna. Obudziłem się w szpitalu 18 dni po wypadku.
– Otworzyłeś oczy i?
– Zobaczyłem, że jestem przykryty prześcieradłem. Byłem już po amputacji lewej ręki, ale o tym nie wiedziałem. Próbowałem nią ruszyć, ale nie mogłem. Próbowałem ruszyć nogami i nic. I pomyślałem, że to jest chyba jakiś sen i idę spać, i się zaraz obudzę, i będzie jak zwykle. Ale przyszedł lekarz i zaczął opowiadać, co się stało. Słuchałem go, ale jakby nie mówił do mnie, tylko do kogoś obok. Złamał pan kręgosłup w odcinku szyjnym, jest pan sparaliżowany, amputowaliśmy rękę. Nie docierało to do mnie. Próbowali mnie pocieszać. Ale ja nie byłem sobą wtedy. Inna rzeczywistość.
– Ile miałeś operacji?
– Bym musiał policzyć. Ale jakoś ponad 20. Najważniejsza była ta wykonana w ciągu 24 godzin po wypadku, właśnie na kręgosłupie, odciążenie rdzenia kręgowego przez pogruchotane kości kręgów.
– Jak długo byłeś w szpitalu?
– Siedem miesięcy.
– Mówiłeś, że najważniejsze dla ciebie było wsparcie rodziny. Czy korzystałeś też ze wsparcia psychologa?
– Dwa razy. Raz jeszcze w szpitalu. Kazali mi. To chyba było odgórnie zalecenie po takich wypadkach. I wiesz co? Nie miałem na to najmniejszej ochoty. Byłem w takim stanie, że nie wierzyłem, by ktokolwiek był w stanie pomóc mi rozmową. Więc nakłamałem, że wszystko ok. Odhaczone. Dziękuję. Do widzenia. Potem, już dużo później, poszedłem sam na jedną sesję, też mi nic to nie dało, jedynie takie wyrzucenie wszystkiego z siebie.
– Czy najgorsze było dla ciebie dowiedzieć się, że nie masz ręki?
– Było kilka takich momentów. Po pierwsze nie oddychałem samodzielnie. I na początku jak mnie odłączali i wyciągali mi rurkę, to nie byłem w stanie oddychać. Po prostu się dusiłem. To uczucie jest okropne. Więc podłączali mnie znowu.
– Ile razy?
– Nawet nie wiem. Wielokrotnie. Aż do skutku. Podłączali mnie za każdym razem po takiej próbie, kiedy widzieli, że się duszę. Potem wytrzymywałem 5 minut i znowu nie dawałem rady. Coraz dłużej oddychałem, aż nauczyłem się sam.
– Wypadek zdarzył się w grudniu.
– Tak. Chwilę przed nim wybierałem garnitur na studniówkę. Pamiętam jak przywieźli chłopaka na salę. Nie miał tyle szczęścia co ja. Umarł. Leżę i widzę jak przychodzi rodzina. Żegna się z nim. Jak pakują go w czarny worek. I wtedy pomyślałem, że ja mogę z tego nie wyjść. To mogłem być ja. Jak moja rodzina to wszystko przeżyje. Mnie nie będzie. Ale oni..., że to życie tak postawione na szali... czemu tak szybko, przecież jeszcze dobrze się nie zaczęło. Rozumiesz? To był taki realny strach. Cholera, czy ja wybrałem sobie garnitur do trumny?
– Właśnie dlatego bałam się tej rozmowy Patryk...
– ...wiem.
– Dobra, głęboki oddech. Powiedz jak z tego wyszedłeś. Psychicznie i fizycznie.
– Fizycznie, oprócz operacji, najważniejsza jest rehabilitacja. Dziesiątki, setki godzin. Zresztą ja rehabilituję się nadal.
– Kiedy stanąłeś na nogi?
– Dopiero po 7 latach od wypadku. I nie wiem jak będzie. Jestem w stanie przejść 100 metrów o kuli. Ale to jest wysiłek. To jest walka. Ja mam całą lewą stronę sparaliżowaną. Angażuję jedną stronę, siłą jej mięśni, by tę drugą nogę przesunąć, by zrobić krok.
– Czy to cię boli?
– Nie. Teraz nie. Ból był wcześniej. Ból fantomowy. To jest nie do opowiedzenia. Ale wiesz, ja dużo czytałem o losach ludzi po wypadkach. Ich historie. Mnie motywowały, uczyły. To mnie umacniało również. Pytałaś, kiedy wyszedłem psychicznie. Z 5 lat mi to zajęło. Starałem się nie brać leków, nawet przeciwbólowych. Znosić to. Bo wiedziałem, że za chwilę zacznę zamienić jedne na drugie, bo przestaną działać i stanę się lekomanem.
– Ja nie wiem jak Ty sam dałeś radę, bez psychologa, bez leków.
– Najgorzej było, kiedy chciałem widzieć już jakieś postępy, a ich nie było. Były takie zastoje, że nic się nie działo. Miesiąc, dwa, a ty dalej nie możesz się ruszyć. Cierpliwość! Narastała we mnie taka frustracja.
– No to jak to z siebie wyrzucałeś?
– Ten kto mnie zna, wie, że jestem oazą spokoju. Ale przypominam sobie jedną taką sytuację. Przyszli rodzice i znajoma. I ona przyniosła mi takie urządzenie do ćwiczeń. Wzmacnia się mięśnie, ściskając to nogami. Ja wiem, że chciała dobrze, ale wtedy poziom mojej frustracji osiągnął zenit. Przyniosła mi sprzęt do ćwiczeń, kiedy ja nie mogłem ruszyć palcem
u nogi. Palcem u nogi!
– Wydarłeś się?
– Nie. Rzuciłem tym. Właściwie to zrzuciłem na ziemię, bo przecież ręką też ledwo wtedy ruszałem.
– Jak wspierali Cię rodzice?
– Byli. Nie musieli nic mówić. Byli... zawsze byli. To dla mnie najważniejsze. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Ale inni ludzie też mi pomagają. Chciałbym podziękować całemu personelowi Karbówka. Jak jadę na basen, zawsze mi rozłożą wózek. Pomogą. Bardzo za to dziękuję. Ja to bardzo doceniam.
– Jesteś cholernie silnym człowiekiem. Popatrz. Założyłeś siłownię. O innych biznesach nie chcesz, byśmy rozmawiali, ale siłka to nie jedyne co robisz. Jesteś uśmiechnięty. Stanąłeś na nogi. Prowadzisz auto. Pracujesz nad sobą fizycznie i psychicznie. No i znalazłeś miłość.
– Ja wiem, że to mnie wszystko umocniło. I wiem, że teraz chcesz mi pokazać, że sobie poradziłem, odbiłem się od dna. Tylko uwierz mi Aneta, wolałbym nie i nikomu nie życzę. Bo to były lata. Lata dochodzenia do siebie. I faktycznie teraz rano chce mi się wstać. Napawa mnie to wszystko optymizmem. Ciężko mi się podnieść z tymi moimi słabymi nogami, ale chcę. Podniosłem się z tego dzięki temu, że dużo nad sobą pracowałem. I wiesz, chyba sobie zrobię nowy tatuaż. Chodzi mi to po głowie. To będzie jaskółka – symbol odnowy.
– Powiedziałeś, że chcesz dać ludziom dawkę motywacji. Co powiesz tym wszystkim, którzy uważają, że ich problemy ich przerastają. Ze mną na czele?
– Nie chcę się wymądrzać. Sam nie wiem, co mnie jeszcze czeka w życiu. Ale doceniam to co mam. Nie marnuję czasu. Żyję dniem dzisiejszym. Żyję.
– Zastanawiałeś się jak wyglądałoby twoje życie, gdyby nie wypadek?
– Na pewno zostałbym na gospodarce. Uczyłem się w tym kierunku, w technikum maszyn rolniczych. Ale cieszę się z tego, co mam teraz. Powiem ci coś. To było przed wypadkiem. Oglądałem taki teledysk rapera z Lipna i w tym teledysku wystąpił gość na wózku. Uśmiechnięty, zadowolony z życia. I wiesz, że ja wtedy pomyślałem, czy na jego miejscu umiałbym tak cieszyć się życiem, być taki szczęśliwy?
– To już znasz odpowiedź.
– To co kończymy?
– Tak.
– Napadało. Będziesz mnie asekurować do auta, bym się nie poślizgnął na tym śniegu?
– Jasne.
– Dziękuję.
– To ja Ci dziękuję. Pewnie dasz mi wycisk na treningu jak ci się wywiad nie spodoba?
– Masz jak w banku (śmiech).
Rozmawiała i fot. Aneta Czyżewska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie