Reklama

Słuchanie siebie jest trudne

23/06/2015 09:41

Zaczynała muzyczną przygodę w toruńskim zespole Toronto, występując w 2005 roku na festiwalu w Opolu. Z czasem postawiła na solową karierę, mogliśmy ją obserwować w programie Voice of Poland, nagrała też znakomicie przyjęty utwór „Autobus”. O odwadze, doświadczeniu i umiejętności podejmowania trudnych decyzji mówi Oksana Predko

Oglądałaś tegoroczne letnie festiwale?

Wiedziałam, że spytasz (śmiech). Dostałam jak z bazooki tym, co wydarzyło się na tegorocznych Debiutach w Opolu. Z kolei Sopot to taki galimatias, od którego zupełnie odstawał Artur Rojek z zespołem. A Ty, oglądałeś?

Oglądałem i moje przemyślenia są dość smutne. Zwłaszcza, jeśli wrócimy pamięcią do opolskiego festiwalu z 2005 roku, na którym pojawił się zespół Toronto czy debiutujący Zakopower.

Wiesz, jestem przeszczęśliwa, że załapałam się z Toronto na ostatnie podrygi, gdy Festiwal w Opolu to było coś.

Jak podchodziliście do tego występu?

Wtedy ten festiwal miał pewien sznyt. To, co wydarzyło się na tegorocznych Debiutach, wtedy nie było absolutnie dopuszczalne. Był pewien poziom, po prostu. Sam występ był dużym prestiżem i dla mnie osobiście, spełnieniem licealnych marzeń.

Rywalizacja w muzyce ma jakiś sens? Pytam, bo masz doświadczenie z udziału w Voice of Poland.

Zadałeś trudne pytanie… Cóż, rywalizacja w studio telewizyjnym podkręca oglądalność, widzowie lubią się tym emocjonować. Ja rywalizuję, walczę tylko ze sobą. Ale pamiętam etap ringu, gdy cała przestrzeń pachniała rywalizacją.

To dość specyficzna forma eliminacji przeciwnika…

I bardzo trudna, zwłaszcza że nigdy wcześniej nie byłam w podobnej sytuacji i nie ukrywam, że nie chciałabym znaleźć się w takowej ponownie. Stres sięga zenitu, emocje przesłaniają widok, a cała otoczka i stylizowanie sceny na ring bokserski popycha do małpich ruchów. Zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś tam po to, żeby przekazać emocje, a jedynie coś udowodnić. Dałam się wciągnąć w ten wir rywalizacji, chociaż nie chciałam.

Bierzesz do siebie opinie innych osób?

Jeśli powiem, że zupełnie mnie to nie interesuje to chyba skłamię. U mnie to przyjmowanie krytyki ewoluowało. Na etapie Toronto brakowało mi pokory, nie radziłam sobie z negatywnymi opiniami. A dziś… po prostu słucham siebie. Opinie mogą mi pomóc, zmotywować, ale nie są w stanie mi nabałaganić.

Powiedziałaś, że słuchasz siebie. Trudna umiejętność?

Bardzo, uczę się tego od lat.

Na doświadczeniach?

Cały czas dokopuję się do siebie. Słuchanie siebie jest trudne, dookoła pojawia się mnóstwo elementów zagłuszających.

Kompromis to taki element zagłuszający?

Tak, choć jest ich więcej. Mam taką trójcę, z którą mi nie po drodze – kompromisy, opinie, strach. Właśnie za absolutną bezkompromisowość tak bardzo cenię producenta z którym współpracuję – Marka Dziedzica. U mnie bywało różnie, czasami robiłam coś wbrew sobie. Później zawsze była kara.

Śpiewanie pod własnym nazwiskiem z pewnością sprzyja bezkompromisowości, ale jednocześnie zwiększa się odpowiedzialność. Koniec końców, przychodzi świadomość, że uwaga skupi się wyłącznie na Tobie.

Oczywiście. To dotyczy każdego aspektu mojej działalności: wizerunku, twórczości i koncertów. Firmuję sobą wszystko, a publiczność i branża mają bardzo dobrą i długą pamięć. Czasami dobrze jest schować się za nazwą zespołu.

W Toronto była odpowiedzialność zbiorowa?

Tak, skupialiśmy się na swoich zadaniach. Nie byłam szefem, raczej ładną wizytówką. Całą brudną robotę wykonywali chłopaki, za co bardzo im dziękuję. Na tym dobrym etapie żyłam w aksamitnej bańce.

Słuchasz jeszcze waszej debiutanckiej płyty „Miasto”?

Ostatnio włączyłam!

I jakie wnioski?

Świetne kompozycje, piękne melodie i teksty, doskonała produkcja Bartka Dziedzica i … śpiew cyborga (śmiech).

Jak to?

Nie wierzyłam w to, co śpiewam. Za chwilę zespół się rozpadł, a ja się podłamałam i obraziłam.

Na muzykę?

Na moją królową chyba nigdy się nie obraziłam. Bardziej na gatunek ludzki. Poza tym, nie byłam świadoma siebie, emocji i swoich potrzeb. Wszystko musi przyjść z czasem, pewnego etapu nie przeskoczymy. To jak z nauką języka. Muzyka też jest językiem.

A jakie trzeba mieć narzędzia, żeby ten język zrozumieć? Wrażliwość będzie dobrym słowem?

To podstawa. Wrażliwość, świadomość i doświadczenia. Mam na myśli te mocne doświadczenia, które kształtują. W przeciwnym razie jesteśmy jak kamień, który głaszcze fala. Wolę serpentyny i załamania, które kosztują, ale owocują piękną rzeźbą.

Ta piękna rzeźba przyjmie postać solowej płyty?

Mogę zdradzić, że szykują się zmiany, bierzemy się z zespołem za zupełnie nowy materiał. Uciekamy do lasu pisać piosenki. Już nie mogę się doczekać tego, co się wydarzy.

Jesteś odważna?

Nie wiem, lubię jak mną coś szarpie (śmiech). Tak mam z muzyką i filmem. Dla mnie odwaga to charyzma, powrót do naturalnych emocji, przekraczanie własnych granic i umiejętność przekazania tego w interesującej, bezkompromisowej formie. Tak robi np. zespół Cosovel.

A propos powrotu do naturalnych emocji. Nadążasz za światem?

Czasami wylogowuję się z wirtualnego świata albo codziennego przyspieszenia i uciekam na Mazury, kiedy tylko mogę. I obwąchuję wszystko jak kundel.

Do Torunia też wracasz?

Tak, lubię tam wracać. To miasto, które żyje swoim rytmem, daleko od miałkiego zgiełku. Miasto kultury i miasto aniołów, które wspominam z ogromnym sentymentem.

Rozmawiał

Tomasz Błaszkiewicz

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Golub-cgd.pl




Reklama
Wróć do