
Nie inaczej. Musisz o niej dużo myśleć, zrozumieć, a błędów nie wybacza. Nikt nie mógł lepiej zachęcić do jej uprawy niż kobieta, profesor Anna Wenda-Piesik z Politechniki Bydgoskiej.
„Soja pod lupą – możliwości obecnych czasów” – konferencja pod takim hasłem odbyła się na golubskim zamku. Jej organizatorem było Stowarzyszenie Polska Soja, zrzeszające producentów soi z całego kraju i promujące jej uprawę.
Profesor Wenda-Piesik nie tylko soję bada od wielu lat, ale i sama ją uprawia. Zatem z mównicy padały konkrety. Zaproszeni goście nagrywali, notowali i robili zdjęcia slajdów. Profesor Piesik ma takie samo zdanie jak prezes Ambroziak: rewolucja soi w Polsce nadchodzi i jest nieunikniona.
– Soja jest prosta w uprawie, ale błędów nie wybacza – mówiła prof. Piesik. – To jest taki gatunek, który trzeba zrozumieć. Błąd kardynalny popełniamy, jeżeli nie dobierzemy odpowiedniej odmiany. Soja wymaga gleby średniej, może być nawet IV klasa, ale w dobrej kulturze. O soi należy pomyśleć nawet dwa lata wcześniej i glebę przygotować.
Siejemy do 70 roślina na metr kwadratowy, zwykłym siewnikiem zbożowym. Płytko, 3-4 cm. Soja nie cierpi długich wschodów, musi mieć ciepło i wilgotno. Lepiej opóźnić siew o kilka dni niż to zrobić za wcześnie, poczekać na deszcz. Kwitnie w lipcu i do lipca nie może się przesuszyć ani zachwaszczyć.
– Co ciekawe nie wymaga dużych nakładów nawozów, azotu praktycznie wcale, bo sama go wytwarza – mówiła profesor. – W praktyce radziłabym podać dawkę startową azotu, a potem wcale. Do tego mało fosforu i potasu.
Okazuje się, że jeszcze kilka lat temu producenci w Polsce mieli do wyboru tylko kilka odmian, teraz jest ich 32. W regionie kujawsko-pomorskim warto zdecydować się na odmianę stabilną. – Moim zdaniem ciekawa jest Abaca – polecała prof. Piesik. – No i najważniejsze: o ile przygotowane odmiany są odporne na niskie temperatury, to suszy nie przeskoczymy. Pamiętam jak jeden z rolników zebrał pół tony z hektara, bo nie padało. W tym regionie 2,3 do 3,2 tony z hektara to norma.
A jak z opłacalnością? Profesor przedstawiła gościom konkretne wyliczenia. Reasumując. Przy zbiorach 3 ton z hektara i odliczeniu wszelkich kosztów można zarobić 9 tysięcy złotych.
– Ale to nie wszystko. Tym co soję będą traktować jak przedplon, gwarantuję, że obniżą sobie o 30 procent „azotowanie” ziemi na hektarze, co daje jakieś 1,1 tys. zł oszczędności. Z moich badań wynika, że pszenica po soi to o 25 procent większe zbiory, czyli kolejne 350 złotych zysku z hektara – mówiła profesor.
– Jestem bardzo zadowolony z konferencji – podsumował Krystian Ambroziak, prezes Stowarzyszenia Polska Soja. – Przyjechało ponad 80 gości, głównie z województwa kujawsko-pomorskiego, pomorskiego i z wielkopolski. Zainteresowanie uprawą soi jest coraz większe. Po konferencji przybyło 30 nowych członków stowarzyszenia i wciąż przybywa.
Tekst i fot. Aneta Gajdemska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie