O tym, że Golub-Dobrzyń nie ma lidera i miasto na tym traci, choć dysponuje ogromnym potencjałem. O tym, że brakuje mieszkań, że nie ma atrakcji dla kobiet i dzieci oraz o tym, że promocja miasta leży i to na łopatkach. Także o tym, dlaczego zagłosowała przeciw uchwale budżetowej na 2018 rok rozmawiamy z radną Dominiką Piotrowską
– Jest pani jedyną kobietą-radną w Golubiu-Dobrzyniu, jak się z tym pani czuje?
– Nigdy nie patrzę na płeć osób, z którymi jest mi dane pracować. Myślę, że każdy ma w sobie potencjał i szczególne talenty, które trzeba koniecznie wykorzystać i czy jest to talent do świetnej organizacji, czy spory zasób wiedzy na temat przepisów samorządowych – nie zależy od płci. Kobieta może świetnie znać się na pewnych zagadnieniach, tak jak mężczyzna. W radzie każdy ma inne zainteresowania i na coś innego zwraca uwagę i to jest fajne.
– Łatwo się pracuje w męskim gronie?
– Sama praca w radzie jest bardzo ciekawa i rozwijająca. Myślę, że jesteśmy zgraną radą i mamy wspólny cel, który staramy się realizować. Komisje są spokojne, między nami nie ma konfliktów. Czy to w gronie męskim, czy damskim, pracuje się identycznie. Czy łatwo? To zależy od tego, jakie sobie postawimy cele. Jeśli ma być efekt to trzeba zakasać rękawy i do roboty. Jeśli chce się przyjść, wypić herbatę i posłuchać, to będzie łatwo. Ja postawiłam sobie cele, które w większości zrealizowałam – budowa ulic: Jodłowej, Jagodowej, ścieżki rowerowej przy straży oraz chodnika do ulicy Lipnowskiej. To była praca zespołowa. Wszystko dzięki radnym, którzy takie decyzje podjęli i dzięki urzędnikom, którzy zrealizowali te zadania. Trzeba pracować w zespole, bo w pojedynkę zrealizuje się zdecydowanie mniej.
– Czy jako radna stara się pani patrzeć na miasto oczami kobiet?
– Patrzę raczej na miasto i jego problemy globalnie. Przede wszystkim bolączką jest brak mieszkań. Ceny są porównywalne do tych w Toruniu! Nie mamy działek pod budownictwo wysokie i tu przyznaję się, że daliśmy plamę, bo powinniśmy w pierwszym roku naszej kadencji zmienić miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego pod takie budownictwo. Teraz mamy problem. Dopiero rozpoczynamy procedurę i potrwa to prawdopodobnie kilka lat. Młodzi ludzie naprawdę mają problem, bo na rynku wtórnym nie ma na sprzedaż mieszkań, nowe praktycznie się nie budują. Przykładem jest nowy blok przy ulicy Żeromskiego, mieszkania sprzedane zostały raptem w tydzień. Tylko budować i sprzedawać. Ceny wówczas spadną i młodzi ludzie mieliby swoje cztery kąty, ale nie mamy przygotowanych działek. Kolejny problem to korki. To takie małe miasto, a my wciąż jesteśmy uwięzieni w korkach. Nie ma takich np. w Wąbrzeźnie, bo tam mają obwodnicę. Nawet w Toruniu nie ma takich korków jak u nas. Promocja miasta leży, a przecież mamy gigantyczny potencjał i aż się prosi, aby robić politykę turystyczną pod kątem zamku i Anny Wazówny. Inne miasta nie mają takich markowych znaków.
– Czy nasze miasto jest przyjazne kobietom? Matkom?
– Ja jako mama trzylatka chętnie korzystam z ofert kulturalnych, edukacyjnych i w tym zakresie jest dość ubogo. Chodzimy raz w tygodniu na zajęcia do prywatnego przedszkola i do domu kultury na przedstawienia teatralne dla maluchów, które odbywają się raz na jakiś czas. I na tym kończy się oferta. Brakuje mi klubu dla mam, gdzie można np. posłuchać ciekawych prelekcji o laktacji czy chustach, ciekawostek na temat rozwoju dziecka, jego psychologii. W tym czasie dzieciaki mogłyby się pobawić w kąciku dla maluchów, a mamy wygadać się i podpytać inne mamy o rady. Takie grupy są w internecie, ale ciekawie byłoby wyjść z domu i spotkać się na żywo. Moje dziecko nie chodzi jeszcze do przedszkola i brakuje mi miejsc gdzie mogłoby się integrować. Warto też podpatrywać, co robią inne miasta np. warsztaty kulinarne, nauka szycia na maszynie czy przeróżne warsztaty z decoupage. Sama bym się czegoś takiego nauczyła. Różności, dla każdego coś fajnego, szerokie perspektywy zainteresowań, aktywizacja różnych grup.
– Sesje w naszym mieście są bardzo długie. Czy tak intensywne obrady są konieczne? Czy tyle godzin siedzenia oznacza merytoryczną prace radnych?
– Nasze sesje to chyba ewenement na skalę powiatu i województwa (śmiech). Są za długie i mało merytoryczne, dochodzą czasem do 7 godzin. Oglądamy fotorelacje z wręczania dyplomów przez burmistrza na konkursach, jasełka itp. Nie do tego służy sesja. Sprawozdanie burmistrza trwa nawet do dwóch godzin. Długość sesji wynika też z tego, że mało rzeczy, które ustalimy na komisji jest potem realizowanych. My coś ustalamy, a potem nic z tego nie wynika. Brakuje lidera. Pewnie każdy z nas wie, co to odpowiedzialność rozproszona. Każdy coś powie, doda, wymieniamy się pomysłami, ale potrzeba lidera, który wszystko zbierze do kupy i to zrealizuje. Lider to osoba, która udźwignie realizację zadania, będzie w tym działaniu odważna, ma swoje zdanie i potrafi je obronić. Wyróżnia się umiejętnością skupienia zespołu na realizacji zadania. W naszym mieście właśnie brakuje lidera. Takiej najważniejszej, pierwszej osoby, która będzie miała siłę przebicia i pomysł na jego realizację. Burmistrz zbyt mało odważnie wychodzi z pomysłami, wciąż podpytuje: a jaki macie pomysł na np. zagospodarowanie budynku po przedszkolu Julianek, a sam nie poda pomysłu i nie broni argumentami swej wizji. Podpytuje nas, każdy ma inny pomysł, a potem na końcu nic z tego nie wynika i tak w wielu podobnych sytuacjach. Lider musi mieć wizję i być pewny, mieć argumenty za i przeciw, musi umieć przekonać do słuszności swój zespół i go zaangażować. Proszę zauważyć, że większość głosowań radnych jest „za”. Nie ma czegoś takiego: zagłosuję „przeciw”, bo tak mi się podoba, bo jestem w opozycji. Zawsze głosujemy za dobrem miasta. Niezależnie kogo był to pomysł. Byłam tylko przeciwna budżetowi na 2018, ponieważ zbyt dużo pieniędzy przeznaczono w nim na sprzątanie (710 tys. zł) i na promocję miasta (180 tys. zł). To były moje argumenty, aby zagłosować przeciw.
– W pani interpelacjach ostatnio pojawiło się zapytanie o promocję miasta, o formę koncertów. Wskazywała pani, że w Golubiu-Dobrzyniu ciągle grają disco polo. Nie lubi pani tej muzyki?
– Na ostatnich sesjach dużo mówiło się o budżecie na 2018. Stąd moje interpelacje, jak powyżej już wspomniałam odnośnie sprzątania miasta i promocji. Temat sprzątania miasta może już zostawię, bo wciąż wałkujemy ten sławetny skandal jednego pisma, ale powiem więcej o promocji. Promocja u nas leży i to na łopatkach. Przy tym naszym biadoleniu, że nie ma kasy, nagle wydajemy w roku wyborczym 180 tys. zł na promocję? Proszę zauważyć, że nasze miasto nie ma wydanego nawet folderu czy mapki np. w średniowiecznym klimacie. Sama brałam udział w budowaniu Questu szlakiem czerwonej cegły, który wykorzystuje zamek do oprowadzenia dzieci w ciekawy sposób po zamku i starówce. To taka gra terenowa, która powala samemu poprzez rozwiązanie zagadek dojść do wyznaczonego miejsca i poznać historię. Wystarczy tylko pomysł. On nic nie kosztuje. Wydruk ulotki to parę groszy. Kreatywność w działaniu i efektywność jest niebywale ważna, bo można spędzić 8 godzin w pracy i nic nie wymyślić, a można zrobić coś w 30 minut i ma to sens. Przerabiałam na własnej skórze imprezy z 20 zł w kieszeni i to się udaje. Można „ściągnąć” kilkadziesiąt maluchów do parku na czytanie książek, ale nie może ich czytać burmistrz czy radni, bo to nuda dla dzieci. Strażak czy listonosz to jest atrakcja. Przeciwna jestem, aby znów 50 tys. zł wydać na pohulanki z disco polo. Ja za te 50 tys., a nawet mniej, na ten jeden dzień stworzyłabym rodzinną imprezę tematyczną o Annie Wazównie na rynku golubskim ze średniowiecznymi straganami, teatrem ulicznym, gdzie dzieci mogłyby wybić monetę z Wazówną i byłoby wiele różnych tematycznych atrakcji. Po takich pohulankach w niedzielę zostaje tylko kac po piwie z plastikowego kubka, jak w innych przeciętnych miastach. Nasze takie nie jest, ma znaki firmowe. Turyści i mieszkańcy powinni zapamiętać z tego dnia zapach ziół Anny Wazówny, smak ciasteczek z jej wizerunkiem, chcieć wrócić za rok na tą samą, coroczną, markową imprezę i być ciekawym, co dodamy z atrakcji. Dzieciom to w ogóle do szczęścia niewiele potrzeba. Wystarczy, że na jakimś straganie dostanie ciasteczko czy kolorowankę. A do disco polo nic nie mam, sama bawię się świetnie do tej muzyki na weselach, ale my musimy tworzyć imprezę tematyczną, aby wyróżniać się na tle Brodnicy, Rypina, Lipna. Oni nie mają takiego zamku. My wciąż mamy lichą współpracę z zamkiem. On sobie radzi świetnie bez nas. Ma mnóstwo imprez: a to wystawa psów, a to quady. A podczas turnieju rycerskiego nasz rynek nie ma ani jednej atrakcji dla turystów. Szok!
– Golub-Dobrzyń to miasto porównywalne do Wąbrzeźna, pani jako radna często sięga do tego właśnie porównania i analizuje, co się dzieje u wąbrzeźnian. Jak w tej analizie wypada nasze miasto?
– Chyba nie trzeba nikomu mówić, jak wygląda Wąbrzeźno: właśnie pobudowali przepiękną bibliotekę, budują ścieżki rowerowe na terenie miasta, stawiają amfiteatr nad jeziorem! Mają już dawno basen i obwodnicę. Mają tyle samo mieszkańców i myślę, że są dla nas wzorem. Dlatego zorganizowaliśmy wyjazd grupy radnych i mamy się spotkać z burmistrzem Leszkiem Kawskim, aby zobaczyć jak funkcjonują wydziały i jak organizowana jest tam praca. Trzeba nieustannie podglądać i być ciekawym, co robią inni. Czasem nie warto dochodzić samemu i marnować czas na pomysł, jeśli te pomysły już ktoś realizuje i można je skopiować. U nas w mieście kopiowane są pomysły i sposób zarządzania za poprzednim burmistrzem. Te same imprezy typu: pohulanki, dzień dziecka, tylko wydział sprzątania nam doszedł. Poza tym nic nowego, twórczego, kreatywnego, a wystarczy się tylko rozejrzeć i dojść do wniosku, że nie musi być tak jak dotychczas, jak przez te wszystkie lata. Może być zupełnie inaczej, ale trzeba porzucić schematy. Wciąż być ciekawym i poszukiwać. Pasja rodzi profesjonalizm, a profesjonalizm rodzi jakość. To nie jest tak, że jak ktoś skończył 10 lat temu studia jest już wszechwiedzący, no tak to nie działa! Trzeba nieustannie się szkolić, doskonalić, być ciekawym i podążać za nowościami, a wręcz wyprzedzać pomysły innych. Nasze miasto ma Annę Wazównę, więc w końcu zróbmy z tego dobra pożytek, bo aż się prosi. Wizja to podstawa rozwoju. Od niej trzeba zacząć.
Nie jestem przeciwko burmistrzowi, ale nasze wizje się znacznie różnią i mają inne cele. Myślę, że każdy z nas ma wspólny mianownik i jest to dobro miasta, ale jesteśmy naładowani innymi treściami i inaczej widzimy nasze miasto.
– Jakie problemy ostatnio pani poruszała na sesjach czy na komisjach? Co zostało pozytywnie załatwione, a co nie?
– Od trzech lat proszę o załatanie dziur na ul. Modrzewiowej i powrót harmonogramu sprzątania ulic. Na ostatniej komisji i sesji pan burmistrz prosił o to, aby każdy radny napisał, co potrzebuje w swoim okręgu. Więc napisałam to, o co prosiłam w poprzednich latach, żeby załatał dziury na ul. Modrzewiowej. Poza tym wspólnie z radnymi poodejmujemy szereg działań i bardzo często mają pozytywny efekt końcowy np. budowa ulicy Jodłowej, Jagodowej, ścieżki rowerowej i inne. Więc absolutnie nie można iść w tony, że nie dzieje się nic dobrego.
– I na koniec pytanie, czy kobiety powinny pojawiać się w samorządach?
– Oczywiście, że tak. Nie chcę mówić na temat równouprawnienia, bo to już, myślę, czasy odległe. Naprawdę zachęcam panie, jak i panów do aktywnego działania w samorządzie. Nadchodzą  wielkimi krokami wybory i mam nadzieję, że więcej osób zdecyduje się na wystartowanie w nich. Wiem jak to jest: w domu tylko psioczy się na sejm, posłów tam zasiadających, ale to samo jest na dole, w radzie miasta. „Kto tam zasiada? Jakie oni podejmują decyzje?!”. Niestety, jeśli nie weźmiemy spraw w swoje ręce to tak będzie nadal. Czasem zastanawiamy się, jak taka osoba mogła zdobyć mandat? Ale podjęła wyzwanie, wystartowała, a ludzie często nie mają innego kandydata, no i wchodzi do rady. Dlatego mam nadzieję, że coraz więcej mądrych, aktywnych, osób będzie chciało startować w wyborach, bo tylko tak zmienimy naszą radę i miasto. Nie zostawiajmy miasta na pastwę przypadkowych radnych i chodźmy na wybory. Angażujmy się. Podsuwajmy pomysły. Nie warto krytykować, wcale konstruktywna krytyka nie jest fajna, bo to zawsze krytyka i odnosi się do przeszłości. Ja staram się robić feedback, czyli patrzę w przyszłość i podaję rozwiązania. Jest to o wiele lepsze niż powiedzieć: to zrobiłeś źle, nie podoba mi się. Lepiej powiedzieć – następnym razem może spróbujmy zrobić to tak… Ja podchodzę do tematu jak do jajecznicy na boczku, gdzie kura się zaangażowała, a świnia poświęciła (śmiech). Myślę, że warto się nieustannie angażować, a nie palić mosty. To miasto ma potężny potencjał , ale wciąż brakuje ludzi z pasją, aby je na nowo odkryć. 
 
(nał)
fot. Dawid Brożek
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie